Przejdź do głównej zawartości

Antyklerykał

Kiedyś byłem antyklerykałem. Tak. Trzeba mówić o swojej przeszłości, przyznać się do czegoś.

Zrozumienie

Pojąłem długo potem, z czego to wynikało. Musiałem dotrzeć do emocji, jakie pogrzebałem w pamięci na około 32 lata. Oczywiście racjonalizowałem to wszystko, albowiem człowiek potrafi "wytłumaczyć" sobie wszystko. Znajdzie argumenty na to, na co chce znaleźć. Jak i wymówki, gdy nie chce czegoś przyjąć. Nie dotyczy to tylko naukowej postawy np. w badaniu określonych zjawisk fizycznych, zachowania się cząsteczek. W naszym życiu codziennym, wszystko można "udowodnić" lub "obalić".

Postawa

Wynikała więc z tego, czym nasiąkł układ nerwowy właściwie kilkadziesiąt lat wcześniej. Rzutowała ona na określone działania. Co więcej, teraz mając do tego dystans, widzę, jak postępują osoby wierzące, ale przede wszystkim jaśniejsze jest postępowanie osób antyklerykalnych. Nie chodzi o ateizm. Ale o antyklerykalizm właśnie.
Wierzący mogą być agresywni, a mogą po prostu zajmować się swoją wiarą (relacją) i nie musi ich obchodzić nic innego. Ateizm też przeważnie zajmuje się "sobą", światem. Antyklerykalizm (realizowany również w poglądach społecznych, politycznych jest właściwie zawsze w pewien sposób agresywny, atakujący. Bywa, że tylko okazyjnie, ale jednak.

Język

Widzę także, jak wielkim emocjom ulegają (zakorzenionym) osoby, które są (pozostały) antyklerykalne. Jaki jest lepszy krok? Po prostu zostawić wierzących w spokoju. Jeśli to ateizm, to co nas obchodzi to wszystko? Przecież historii świata nie zmienimy, ani tym bardziej nurtów cywilizacyjnych, kulturowych, religijnych. To zbyt wielkie sprawy. Ułuda, że dzięki Twoim nerwom i kłótniom coś się zmieni w tej mierze. Wyszukuje się wówczas argumentów o podatkach, wolności do czegoś. Chociaż przeważnie to nie owe osoby antyklerykalne potrzebują owej "wolności". Występują w obronie innych? Dajcie innym zająć się sobą. Po prostu chodzi o antyklerykalizm. I nawet takich osób nie winię, ponieważ wiem, jakie mogą być tego przyczyny i wiem, że to nie wynika z czegoś, co zdarzyło się obecnie. Ale dawno temu i niezależnie od osoby, która jest antyklerykalna. Więc nietolerancyjna. Również tak postępowałem w tej mierze w pewnym okresie życia, przez kilka, kilkanaście lat.
Dobrze zdaję sobie jednak sprawę, iż rozmowa o tym z osobą antyklerykalną nie ma żadnego sensu. To jak rozmowa dwóch osób w zupełnie dwóch różnych językach. Zupełny brak porozumienia. Gorzej nawet, ponieważ w rozmowie z obcokrajowcem ważną rolę odgrywa intonacja głosu. W dyskusji religijnej jest przeważnie napastliwy ton, ironiczny, sarkastyczny. A to także pewna forma agresji. Nie ma nawet porozumienia w barwie czy intonacji głosu. Wiem przecież, jak wyglądały moje rozmowy. Owszem, mam całkiem sporą wiedzę, ale to tylko powodowało, że wyszukiwałem więcej argumentów. Mam je nadal, ale to co robią osoby wierzące, praktykujące, to przecież ich sprawa. Szanuję to, albowiem to mnie zupełnie nie krzywdzi i nie zamierzam stawać naprzeciw całego świata.
Jestem przekonany - a nawet przypuszczam z czego może to wynikać - że osoby, które znałem lub znam, są antyklerykalne właśnie z powodów emocjonalnych. W części przypadków wiem nawet dokładnie, dlaczego tak jest.

Wniosek

Także po prostu lepiej zająć się swoim życiem i dać każdemu wyznawać to, co się podoba. Oczywiście, jeśli nie nawołuje do zgładzenia was, ale na razie nie ma tego w naszym kraju, a i nawet w większości krajów Europy i świata, również nie. Poza ekstremalnymi przypadkami, ale są one ogólne, nie kierowane bezpośrednio do nas.
Także jeśli ktoś uważa się za racjonalistę, ale przy tym atakuje religię, to po prostu ten atak nie ma nic wspólnego z racjonalizmem i jest antyklerykalizmem. Lepiej sobie uprawiać swój racjonalizm bez odnoszenia się do "opozycji". Życie jest pełniejsze i ma się więcej czasu na piękne sprawy.

Komentarze