Nie nazywam ludzi czy zjawisk im towarzyszących toksycznością. Choć jest to rozpowszechnione. Uznaję to za pewne braki emocjonalne, choć konsekwencje dla wszystkich są przykre. Dla tejże osoby także i dla otoczenia oczywiście też. Jednak ludzie, którzy są tak określani, zabrnęli bardzo mocno, zawiązali supeł tak mocno, że trudno im samemu to rozwiązać. Chodzi o... udawanie, pozę, brak umiejętności przyznania się do czegoś czy wzięcia za coś odpowiedzialność. To ułuda, fasada. Jak słusznie zauważyła Jill Blakeway, często takie osoby, chcąc wybielić siebie, rozpowszechniają fałszywe informacje o kimś, do kogo żywią urazę (nieważne czy są ku temu powody czy ich nie ma). To także swego rodzaju zemsta, czy zrzucenie z siebie odpowiedzialności, a i właśnie chęć podkoloryzowania, aby przedstawić rzeczywistość bardziej jako czarno-białą, a siebie w tych lżejszych odcieniach. Sam się z tym spotkałem. Kiedyś moja była partnerka długo rozpowszechniała o mnie fałszywe informacje. Ż...