Słuchając muzyki zobaczyłem w myślach taki obraz:
Wyciągnięta z wody ryba rzucona jest na stół. Dusi się. Wszelkim wysiłkiem walczy o życie, o tlen rozpuszczony w wodzie. Spina mięśnie do granic możliwości i składając się w pół, jej ciało podskakuje na deskach stołu. Dramatyczna próba przedostania się do wody. Nadaremno. Zapas tlenu się wyczerpał. Ruchy są coraz słabsze i widać już tylko jak ostatkiem sił probuje łapać pyszczkiem niewidzialną krainę życia. Umarła.
Czy my ludzie, nie jesteśmy czasem trochę tacy jak ta ryba? Wijemy się, rzucamy bezsilnie. Dopiero gdy poddamy się spokojowi i powolnej myśli biegnącej po doskonałym kole, wówczas otwieramy ponownie powieki i widzimy, że nadal oddychamy. Uśmiechamy się i wstajemy żywi...
Komentarze
Prześlij komentarz