Przejdź do głównej zawartości

Remedium

Opowiem nieco o klinice Remedium. Znajduje się ona w Bydgoszczy, przy ulicy Gdańskiej 80A. Zawiaduje nią Oliwia Masalska. Z tekstu dowiecie się, dlaczego nie polecam leczenia tam zębów (ani chyba czegokolwiek). To, co mnie tam spotkało, niech będzie dla innych przestrogą. Każdy wnioski wyciągnie sobie sam. Jeśli zechce tam pójść, to na własne ryzyko. Uprzedzałem.

Co mam do zarzucenia?
1. Począwszy od podawania cen, które po wykonaniu usługi okazują się wyższe.
2. Niezbyt fachowe wykonywanie leczenia.
3. Podejrzenie - i to główna i najpoważniejsza sprawa - iż klinika naciąga pacjentów/klientów na
    "leczenie" zdrowych zębów. Podejrzenie podpieram odpowiednimi dowodami. 
4. Klinika, a raczej Pani Oliwia Masalska, łamie prawo pacjenta do jego/jej dokumentacji medycznej.
5. Pani Oliwia Masalska celowo przekazuje nieprawdę - co udowodnię poniżej - wobec instytucji
    państwowych.
6. Rzecznik Praw Pacjenta działa poprawnie (pozytywne wtrącenie do tej sprawy).
7. Natomiast Okręgowa Izba Lekarska w Bydgoszczy zdaje się stawać po stronie lekarza, a nie pacjenta. Cóż się dziwić? Wypada dodać, że osoba prowadząca moją skargę na usługę stomatologiczną i klinikę - głównie - stomatologiczną, jest... stomatologiem. To pan Jerzy Rogowski. Lekarze są bezstronni? Każdy wyciągnie wnioski sam.

Od początku.

Chciałem usunięcia przebarwienia ze starego wypełnienia. Znajdowało się ono pomiędzy górną 1-ką a 2-ką. Umówiłem się na wizytę na dzień 28 sierpnia 2013 r. Zapytałem o cenę. Powiedziano, że cena za jedno wypełnienie to 120 złotych. Domyślałem się, że skoro to są dwa bardzo małe wypełnienia, to nie zapłacę więcej jak 240 złotych (choć poprzednio w innej klinice zapłaciłem za to, jak za jedno wypełnienie). Ostatecznie 320 złotych. Dlaczego? Nie wiem. To najmniejsza i najdrobniejsza sprawa ze wszystkiego. Niemniej podczas badania Aleksandra Pętlak (stomatolog) stwierdziła, że mam pilnie (!) do leczenia 4 zęby! Hm... - pomyślałem - przecież 10 czerwca byłem w klinice Dens (na standardowym przeglądzie) i tam Pani Lilianna Cygańska (świetna stomatolog) badając mnie powiedziała mi, że nic nie ma do leczenia. Uznałem jednak, że może przez 3 miesiące coś się zmieniło, albo Pani Cygańska czegoś nie zauważyła. Może się zdarzyć. Zgodziłem się - po zabiegu - na ustalenie daty na leczenie pozostałych zębów. Potencjalny koszt to jakieś... 800-1000 złotych?! Cóż, zdrowie najważniejsze.
Po powrocie do domu zauważyłem jednak, że linia pomiędzy 1-ką a 2-ką jest poprowadzona bardzo krzywo i niesymetrycznie do przeciwległej dwójki. Poza tym wypełnienie uniemożliwiało czyszczenie nicią dentystyczną. To drugie łatwe do poprawy, ale to pierwsze... to fuszerka. Zadzwoniłem więc do Remedium, aby umówiono mnie na poprawkę. Nie chciałem jednak iść ponownie do p. Pętlak. Skoro nie potrafiła zrobić dobrze za pierwszym razem, to obawiałem się poprawek z jej strony. Nie jestem królikiem (zającem) doświadczalnym. Recepcjonistka zasugerowała mi pana Michała Rawickiego. Oczywiście jednocześnie anulowałem wizyty odnośnie zalecanego leczenia 4 zębów. Zostałem zapisany na termin. W międzyczasie zacząłem szukać w internecie opinii o Remedium, jak i o pani Pętlak oraz panu Rawickim. Trafiłem na opinię ze strony znanylekarz.pl  Oto ona:




Zaraz, zaraz - pomyślałem... Przecież to idealnie opisuje mój przypadek! Zabłysnęła oczywista myśl, że - tak jak to bywa w niektórych warsztatach samochodowych, wymienią ci coś, co nie wymaga wymiany, byleby tylko zarobić - tak tutaj dokonuje się podobnej rzeczy: "leczy" się zdrowe zęby! Przecież podczas wymiany starej plomby, wkładając nową, usuwa się nie tylko plombę, ale i nieco tkanki zęba! Aby jednak upewnić się, że mam rację, umówiłem się do innego lekarza w klinice Dens. Udałem się dnia 2 września do doktor Jagody Klockowskiej i... pani stomatolog stwierdziła, że nie mam żadnego zęba do leczenia! Oto moja karta pacjenta z kliniki Dens, z datami 10 czerwca i 2 września 2013 roku. Nadmienię, iż w Dens nie było żadnego problemu z pobraniem oryginału karty i sporządzeniem sobie fotokopii.


Dopiero co w Remedium usiłowano mi "wyleczyć" 4 zęby! Rozwiercić zdrowe zęby za niezłą kasę! Ponownie zadzwoniłem do Remedium i odwołując wizytę u Pana Rawickiego (w ogóle więc człowieka na oczy nie widziałem) poprosiłem o spotkanie z właścicielem/kierownikiem Remedium. Dowiedziałem się, że to pani Oliwia Masalska. Zostałem umówiony na 10 września, na godzinę 13:00. Na spotkaniu - z udziałem p. Pętlak - była Oliwia Masalska. Zaproponowałem, iż w związku fuszerką i obawami co do uczciwości kliniki i stomatologów (poruszyłem kwestię leczenia "ponadprogramowego"), poprawię sobie wypełnienie gdzieś indziej, a tą kwotę zwróci mi Remedium. Pani Masalska odmówiła, oferując poprawkę tylko rękami Aleksandry Pętlak. Dodała również, że żadnego błędu w sztuce lekarskiej nie ma. Stwierdziła to bez żadnego oglądu mojego uzębienia. Na jakiej podstawie? Nie wiem. Odmówiłem takiej poprawki. Nadmieniłem, że negatywna opinia niezadowolonego klienta przełoży się na oczywisty spadek liczby klientów. Pani Masalska odparła, że "studiowała za granicą marketing i lepiej wie, ile może stracić". Ta "zagranica" to Nowy Sącz, jak mniemam: Wyższa Szkoła Biznesu - National Louis University w Nowym Sączu. Niemniej nie zrobiło to na pani Masalskiej wrażenia, że może utracić jakichś klientów. W takim razie żegnając się poprosiłem o moją kartę pacjenta. Chciałem bowiem uzyskać dowód na namawianie klientów do leczenia zdrowych zębów. Pani Pętlak wpisała bowiem - podczas mojej wizyty - do mojej karty kilka zębów do leczenia. Zaznaczyła je na grafice. Pani Masalska odmówiła, twierdząc, że nie mam prawa do oryginału, a jedynie do kopii i to w terminie 7 dni. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że w tym momencie p. Masalska złamała prawo. Otóż ustawa wprawdzie nie określa terminu, ale podaje określenie „niezwłocznie”, jak i określa, iż pacjent ma prawo do pobrania oryginału z zastrzeżeniem jego zwrotu. Mi zaś zaoferowano jedynie kopię.
Skoro 7 dni, to  uprzedziłem, że będę więc za owe 7 dni osobiście i stawiłem się po południu, dnia 17 września w siedzibie Remedium. Nie zastałem pani Masalskiej, więc na recepcji poprosiłem o wydanie mojej karty (już wiedziałem, że należy mi się oryginał). Odmówiono mi wydania karty i poproszono mnie, abym przyszedł następnego dnia o godzinie 10:00 (sic!). Nie zgodziłem się z prostego powodu: są to godziny mojej pracy. Zażądałem natychmiastowego wydania mojej karty. Recepcjonistka połączyła mnie z panią Masalską, która powiedziała, że wyda mi kartę po wylegitymowaniu się. Uczyniłem to wobec Pani w recepcji, a ta stwierdziła, że karty i dostępu do niej i tak nie ma. Po raz kolejny złamano prawo. Później, wobec Rzecznika Praw Pacjenta i wobec Okręgowej Izby Lekarskiej pani Masalska będzie kłamać (zamieszczę poniżej zdjęcia protokołów oraz dokumentów), iż nie wylegitymowałem się. Jednak nagranie - uprzedzałem panią z rejestracji, że będę filmował - mówi coś innego. Słychać między innymi na nim taką wypowiedź pracownika Remedium: "Ja jej po prostu nie mam (karty). Niech Pan mnie zrozumie, ja tu tylko pracuję, jestem na dyżurze. Ja Pana nawet pierwszy raz na oczy widzę (...)"  Potem następuje ponownie moje okazanie dowodu i pani z rejestracji potwierdza moją tożsamość. Karty zaś nie może wydać, ponieważ - jak tłumaczyła wcześniej - moja karta jest zamknięta w sejfie (?!) i ta pani nie posiada klucza. Zgodnie z wytycznymi, kartę może mi wydać tylko pani Szubart (sic!). Została mi wyłożona jedynie pusta karta, kopia, z notatką prawdopodobnie pani Masalskiej. Notatka brzmi: "Uwaga! Jeżeli p. (...) - przyjdzie po odbiór swojej dokumentacji medycznej (XERO) NALEŻY GO WYLEGITYMOWAĆ I UZUPEŁNIĆ DANE W KARCIE! (KARTĘ XERO MOŻE WYDAĆ TYLKO I. SZUBART   10.09.2013" (zachowana pisownia oryginalna). Kartka jest z nadrukiem firmowym Remedium. Tym samym pani Masalska zaprzeczy sama sobie, twierdząc później wobec Rzecznika Praw Pacjenta, iż przyszedłem niezapowiedziany. Zostawiła notatkę, wiedziała więc dobrze, że zgodnie z ustaleniami, przyjdę. I zrobiłem to w ustalonym z nią terminie 7 dni, czyli 17 września 2013 roku. Na notce wyraźnie widać, że jest polecenie wydania mi jedynie kserokopii mojej karty. Brak możliwości pobrania oryginału jest złamaniem ustawy. Pani Masalska ponadto wyznaczyła tylko jednego pracownika do wydania karty. Pracownika, którego nie zastałem w godzinach popołudniowych dnia 17 września 2013 roku. 


Po tym zdarzeniu odebrałem ową fałszywą kartę mojego leczenia i wyszedłem. Wciąż zależało mi na oryginale, ponieważ  - jak już wspominałem - wiem, że Aleksandra Pętlak wpisała tam potrzebę leczenie kilku zębów. Jak się okazało, zdrowych zębów. I to cały problem. Jeśli dostałbym oryginalną kartę, mógłbym pokazać, iż Remedium chciało mi wyleczyć zdrowe zęby. Prawdę mówiąc, nie mam żadnej oczywiście gwarancji, że nie zostanie mi wręczona karta, która będzie wyglądała na wypełnioną dnia 28 sierpnia, a będzie de facto kolejną, bez wpisanego "rozpoznania" i zalecenia leczenia kilku pozostałych zębów. Wówczas skieruję sprawę do prokuratury. Takie rozwiązanie zasugerował Rzecznik Praw Pacjenta:


Sprawa może z pozoru wydawać się błaha. Cóż, może chodzić tylko o jakiś ząb, tak?... Jeśli jednak jakaś pacjentka pisała taką opinię w 2012 roku, mnie zaś dotknęło to w 2013 roku, to ile czasu i na ilu pacjentach mógł trwać taki proceder? Ile zdrowych zębów, ile ludzkiego czasu i ich pieniędzy? Ile osób wpompowało swoje ciężko zarobione pieniądze za rozwiercanie swoich zdrowych zębów? Tylko po to, aby ktoś mógł zarobić.



Jako, iż nie mogłem w taki sposób uzyskać, co mi się należało, dnia 19 września 2013 roku wysłałem pismo z wezwaniem wydania mi mojej karty pacjenta. Zacytuję tylko fragmenty:

"Wzywam Państwa do wydania mi mojej „Karty pacjenta”, która jest u Państwa przechowywana. Zgodnie z „Ustawą o Prawach Pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta” mają Państwo OBOWIĄZEK wydania pacjentowi jego karty medycznej (art. 23. pkt.1). Ponadto, pacjent ma PRAWO do oryginału swojej karty (za pokwitowaniem odbioru i zastrzeżeniem zwrotu po wykorzystaniu – art. 27. pkt. 3 ww. ustawy). O formie udostępnienia (kopia czy oryginał) decyduje WYŁĄCZNIE PACJENT."

Pouczyłem od razu o konsekwencjach: "Dostęp do dokumentacji medycznej pacjenta jest jego ustawowym prawem, a za nieprzestrzeganie go zakładowi opieki zdrowotnej grozi odpowiedzialność
odszkodowawcza. Odmowa wydania dokumentacji wymaga formy pisemnej oraz podania przyczyny." Pani Masalska dwukrotnie w tym punkcie (10 i 17 września br.) złamała obowiązujące w Polsce prawo. "W razie zawinionego naruszenia omawianego tu prawa pacjenta sąd może przyznać poszkodowanemu odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę na podstawie art. 448 kodeksu cywilnego."


Otrzymałem, z datą 7 października 2013 r., taką odpowiedź:


 Pomijam traktat o podnoszeniu głosu. Jak i kłamstwo, iż się nie wylegitymowałem (zaś 10 września na spotkaniu, to co, podszywał się ktoś pode mnie, gdy rozmawiała ze mną osobiście?) Jednak pani Masalska sama strzeliła sobie gola, jak to się mówi. Na moje wezwanie o oryginał karty pacjenta, napisała, że przygotuje kopię. Przedostatni, najbardziej rozbudowany akapit to jakiś bełkot, który trudno jest zrozumieć.

Sprawa więc nadal się toczyła. Pani Masalska podawała w międzyczasie do Rzecznika Praw Pacjenta nieprawdziwe informacje. Brzmi to nawet zabawnie, taka nieudolna próba odwrócenia uwagi i owe wszystkie emocjonalne epitety, określenia:


Odnosząc się do ww. pisma. 
1. Otóż Remedium nie wymagało podania pełnych danych jako konieczność do leczenia. Skoro to nieudolne leczenie się odbyło - a kartę wypełniałem przed wejściem do gabinetu - to znaczy, że to nie był warunek konieczny. Ktoś to sprawdził i zaprosił mnie na fotel dentystyczny. 
2. Rzekome stwierdzenia moje są nieprawdziwe. Powiedziałem pani Masalskiej, że niezadowolony klient spowoduje, że wielu potencjalnych pacjentów nie zajrzy do Remedium. Oto ta strata. Przecież to nic odkrywczego. Za wyrażenia, iż rzekomo domagałem się czegoś za "święty spokój" już nie odpowiadam. Szkoda nawet to komentować. 
3. Jak mogłem przyjść niezapowiedziany? W dniu spotkania odmówiono mi wydania dokumentacji. To po pierwsze. Odmówiono mi dokumentacji i nikt nie chciał mnie przecież wtedy legitymować. Wiedziano z kim rozmawiają, a ponadto nie miałbym problemu z okazaniem dowodu. Notka na "pustej" karcie pacjenta (którą wziąłem 17 września) świadczy o tym, że oczywiście spodziewano się mojego przyjścia. Kolejna konfabulacja pani Masalskiej. Co więcej, nawet gdybym przyszedł niezapowiedziany, mam prawo do swej dokumentacji medycznej. Kolejny strzał w stopę od Regomed Oliwii Masalskiej. 
4. Reszta to jakiś emocjonalny bełkot. Poza tym, nie robiłem zdjęć, a nagrywałem film (ha ha).
5. Co do prób kontaktu telefonicznego - napisałem do Rzecznika Praw Pacjenta, że w każdej chwili mogę udostępnić pełne billingi. Aby pokazać, że p. Masalska po prostu kłamie, próbując się nieudolnie bronić. 
6. Oczywiście nie odebrałem dokumentacji, ponieważ zaoferowano mi jedynie kopię. Ja chcę oryginał.

Odrębną sprawą jest skandaliczne, moim zdaniem, zachowanie Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Bydgoskiej Izby Lekarskiej. Na moją skargę postępowanie trwało... 5 miesięcy (!) i skończyło się umorzeniem. Prowadzący sprawę, Jerzy Rogowski jest stomatologiem. Tyle się mówi o tym, iż lekarze chronią siebie i co? I nic. Pan Marek Bronisz podpisał się pod tym, a jest do tego wiele pytań... Oczywiście złożyłem zażalenie na decyzję. 





  Jaki materiał dowodowy? Przesłuchano mnie, oraz osoby: Oliwia Masalska i Aleksandra Pętlak (tak wynika z całości pisma).
Oto kilka pytań i nieścisłości, jakie zarzuciłem owej "izbie"... Poniżej wycinek z odpowiedzi do Bydgoskiej Izby Lekarskiej:

1. Sami Państwo przyjmują, iż wg Aleksandry Pętlak miałem, wg niej, do leczenia kilka zębów. Lekarze (dwie Panie) z przychodzi "Dens" nie potwierdziły tego. Zachodzi podejrzenie o próbie doprowadzenia do niewłaściwego rozporządzenia majątkiem, próby oszustwa. Ten wątek Państwo zupełnie pominęli.
2. W Państwa piśmie znajduje się fałszywe stwierdzenie: "Pacjent umówił się na wizytę, jednak nie pojawił się." Odmówiłem wizytę telefonicznie, a nie "nie pojawiłem się".
3. W dniu spotkania, 10 września, poprosiłem o wydanie mi mojej karty pacjenta. Odmówiono mi. Do tego zarzutu w ogóle się Państwo nie odnieśli. Chciałem oryginał karty, ale pani Masalska skłamała, że należy mi się jedynie kopia i wyśle mi ją pocztą w ciągu 7 dni. Powiedziałem, że przyjdę osobiście. Nie zwróciliście Państwo uwagi, że nie wydano mi tej karty 10 września? Dlaczego odmówiono? Przecież już w tym momencie nastąpiło złamanie prawa! Po co miałbym czekać na przesyłkę, skoro mogłem to odebrać owego dnia? Proszę się do tego ustosunkować.
4. Jest kompletną bzdurą, jakobym przyszedł niezapowiedziany. (Tego wątku nie będę tu kopiował, gdyż był już wcześniej omawiany). 
5. Wylegitymowałem się. Wobec Pani z rejestracji. Nie było przy tym ani pani Pętlak, ani pani Masalskiej. Pytanie: czy przesłuchali Państwo panią z rejestracji? Jeśli nie, to dlaczego przyjęli Państwo słowa kogoś (pani Masalskiej), kto nie był przy zdarzeniu, a pominęli Państwo słowa poszkodowanego, który był uczestnikiem tego zdarzenia (moja skromna osoba)? Proszę się ustosunkować.
6. Nie wnosiłem o odszkodowanie za leczenie. Ząb był do poprawy. Wnosiłem o to, aby Remedium zwróciło mi kwotę, jaką zapłacę u innego stomatologa za poczynioną poprawkę. Odmówiłem poprawki u tej sami pani stomatolog w Remedium, z oczywistych względów. Obawiałem się ponownego, niewłaściwego wykonania.
7. Do chwili obecnej nie zgłosiłem się po kartę, ponieważ w moim wezwaniu do Remedium, z dnia 19 września 2013 roku zażądałem wydanie mi oryginału mojej karty. Natomiast w piśmie z dnia 7 października 2013 roku - jako odpowiedź na moje wezwanie do wydania dokumentacji -  pani Masalska zaprasza mnie po odbiór KOPII mojej karty pacjenta. Po kopię nie miałem zamiaru i nie mam zamiaru się stawić. Czekam na wydanie - potwierdzone pisemnie - oryginału. Proszę się ustosunkować do faktu złamania prawa przez odmowę wydania (pismo pani Masalskiej z jej podpisem) oryginału karty.
8. Dziwi również przyjęcie przez Państwa tylko jednej strony opinii w zakresie kwot podanych przez rejestrację Remedium. Zupełnie ignorują Państwo moje zeznania na korzyść zeznań Remedium.

    Wnoszę o ustosunkowanie się do jasno wyłożonego złamania prawa przez panią Masalską. Odmowy wydania mi karty, potem zaś odmowy wydania jej oryginału. Pisma na potwierdzenie tych oczywistych przekroczeń prawa załączam. Pani Masalska w piśmie kierowanym do mnie sama przyznaje się do oferowania wyłącznie kopii karty.


EPILOG

Pani Masalska podaje nieprawdę. Czy będą mieć Państwo zaufanie do takiego podmiotu leczniczego? Do takich osób? Nie dziwi umorzenie sprawy z Okręgowej Izby Lekarskiej. Można się było spodziewać. Co więcej? Nadal tkwi najważniejsza kwestia: chciano mi "wyleczyć" zdrowe zęby (!) i zainkasować za to pieniądze! Wpis ze strony znanylekarz.pl wskazuje, że ktoś przede mną też się zorientował w takim procederze. Nie wierzę w taką przypadkowość i takie pomyłki na niekorzyść pacjenta. Jeszcze, żeby to się pomylili o jednego zęba. Ale chcieli leczyć po 4-5! Ilu pacjentów nie wiem o tym? Przecież do lekarza powinno się mieć zaufanie. Sami sobie w jamę ustną nie zajrzymy, dlatego wierzymy w to, co usłyszymy. Wszystkim leczącym się obecnie (mającym zaplanowaną wizytę w Remedium) polecam udanie się do jakiejś innej przychodni stomatologicznej i zebranie kontr opinii. Może się okazać, że wcale nie musicie niczego rozwiercać, ani za cokolwiek płacić. Chociaż po ukazaniu się tego wpisu Remedium może - dla własnego bezpieczeństwa - na jakiś czas zawiesić "nadmierne leczenie zdrowych zębów". Ci, którzy już tam zostawili pieniądze... cóż, nigdy się nie dowiecie, czy była potrzeba nowych wypełnień, czy słusznie zapłaciliście całkiem spore pieniądze. Tego już dzisiaj nie da się stwierdzić. Natomiast ci, którzy noszą się z zamiarem, aby się tam wybrać - myślę, że odpowiednie wnioski wyciągną sami z przedstawionej tu historii.
Wysłałem zażalenie do Okręgowej Izby Lekarskiej w Bydgoszczy na umorzenia postępowania z ich strony. Od lutego cisza. Dnia 25 marca przysłali jedynie pismo, że sprawę przekazano dalej i trwa procedowanie zgodnie z kolejnością zgłoszeń. Nie śpieszą się. Co się dziwić? W szpitalu we Włocławku też się z niczym nie śpieszono. Owa "wewnętrzna kontrola i zespół etyczny"... cóż... wydaje się, patrząc na wydany osąd, że w tej sprawie faworyzuje lekarzy i podmioty medyczne... Każdy wyciągnie wnioski sam.

Nie mam programu do edycji video, ponieważ w pliku nagranym z dnia 17 września pojawia się w warstwie dźwiękowej za dużo danych osobowych. Jeśli uda mi się nałożyć na nie "beep", podrzucę tutaj link i wszyscy śmiało zobaczą, iż spokojnie wylegitymowałem się pani z recepcji Remedium.

Co zdarzyło się potem? Sprawa zaczęła się we wrześniu i trwa ponad pół roku. Przyzwyczaiłem się. Sprawę sądową z byłym pracodawcą zakończyłem po 1,5 roku (poddał się i poprosił o ugodę). Na szczęście Rzecznik Praw Pacjenta okazał się skuteczny w wydaniu swego wyroku. Instytucja broniąca, ze swej nazwy, pacjentów. Dnia 17 marca wystosowano do mnie pismo z tej instytucji. Liczy 6 stron, ale nie będę wszystkich przytaczał.


 Z powyższego pisma wynika najważniejsze: stwierdzam naruszenie prawa Pacjenta.

Co dalej? Otóż w stosunku do Rzecznika Praw Pacjenta Pani Masalska posunęła się jeszcze do jednej zabawnej rzeczy. Mianowicie tym razem opisała odmowę wydania karty, jako "użycie wymówki", iż rzekomo była wystraszona i chciała, abym przyszedł dnia następnego. Z cyklu: "idź kliencie, przyjdź jutro, jak będę spokojna i mi się zechce". Nadmieniam, że Pani Masalska została poproszone przez Rzecznika Praw Pacjenta o przysłanie swej odpowiedzi do mnie (z dnia 19 września 2013 roku), na moją prośbę o wydanie oryginały karty. Nie zrobiła tego. Z bardzo prostego powodu. Stoi tam jasno, iż odmówiła w tym piśmie wydania mi oryginału karty. Sama się podłożyła. Myślę, że wcześniej po prostu nie zdawała sobie sprawy i nie wiedziała, jakie przepisy obowiązują i jakie prawa przysługują pacjentowi. I prowadzi od wielu lat zakład leczenia (sic!). Nie znając praw i obowiązków! Potem dowiedziała się i próbowała przykryć swą wcześniejszą ignorancję. Nie byłaby przecież na tyle nierozsądna, aby podłożyć się z własnoręcznie podpisanym dokumentem. Jednak okazała się na tyle ... (tu każdy wstawi sobie sam przymiotnik), iż nie sprawdziła obowiązujących przepisów i wysłała mi pismo, w którym z zadowoleniem oferowała mi jedynie kopię. No cóż. Skoro ja, laik w tych sprawach szybko ustaliłem, jakie jest prawo, to tym bardziej ta pani powinna umieć korzystać z internetu i przepisów prawa. Wiele to o pani Masalskiej mówi.

Co pozostaje? Na pewno unikać Remedium. Zaś Pani Masalskiej życzyć dobrego doradcy. Ponieważ, jak widać, nie radzi sobie z ustaleniem prawdy, jak i ze znajomością przepisów prawnych jakie na nią nałożono. Kto w ogóle w takim razie pozwolił jej działać, przy tak miernej świadomości tego, co powinno być, a co nie? To już inna historia zapewne...

  Dnia 26 marca wysłałem pani Masalskiej pismo z wnioskiem o odszkodowanie w wysokości dość niewielkiej. Dałem jej szansę. Odszkodowanie za pieniądze na listy polecone, czas poświęcony, pół roku czekania, pieniądze na zrobienie poprawki wypełnienia. Męczyłem się pół roku. Dodałem tam, iż w przypadku sprawy sądowej koszty samego postępowania i mojego mecenasa będą wyższe niż proponowane przeze mnie odszkodowanie. Nawet gdyby sąd przyznał mi minimalne odszkodowanie, kwota postępowania będzie rzędu kilku tysięcy złotych. Przypuszczałem, że pani Masalska nie wykaże się tu błyskotliwością i nie odpisze w ogóle na pismo. Sprawa znajdzie finał w sądzie i być może stać ją na to, aby płacić. Mniemam, że w tym przypadku, to jest rodzaj zawziętości "już ja mu pokażę", wszelkim kosztem. Taki spór dla sporu. Jak z wydaniem tej karty. Co jej szkodziło wydać kartę? I nie ciągnąć tyle tego? Żadnego odszkodowania bym wówczas nie żądał, wszystko by się szybko skończyło. Oczywiście jest to domniemanie, że - jeśli karta nie została sfałszowana - to stoi tam, że mam rzekomo do szybkiego leczenia 3-4 zęby. I o to może chodzić. W zaparte do końca. Dziwna przypadłość ludzka. Mój były pracodawca też tak postępował. Od początku miał czarno na białym wszystkie dowody. Mógł od razu zapłacić zależne mi wynagrodzenie za nadgodziny i mieć spokój. Wolał się szarpać, wzywać wszystkich pracowników do sądu, tracić jakąś jeszcze opinię w ich oczach. W końcu uznał, albo ktoś mu wytłumaczył (inny prawnik - zmienił go w trakcie przewodu sądowego), że nie warto, że lepiej szybciej zakończyć ugodą. Ciekaw jestem, w którym momencie pani Masalska dojdzie do takiego wniosku. Jeśli w ogóle dojdzie. Czekam. Spokojnie. Ja mam czas... 

UAKTUALNIENIE 7 kwietnia 2014 r.

Kartę pacjenta odebrałem dnia 1 kwietnia 2014 r. Z problemami. Odebrałem, choć to nie ta karta, którą widziałem przy zakończeniu wizyty w sierpniu 2013 roku. Przyszedłem do Remedium i okazało się, że w tym momencie nie było karty! Poleciłem zadzwonić do pani Masalskiej. Recepcjonistka zadzwoniła i okazało się, że... karta została zabrana, aby przygotować odpowiedź na moje pismo. Nie wiem czy kartę można zabierać z lecznicy. Nie będę w to wchodził. Pani Masalska przez telefon powiedziała mi, że dowiozą mi kartę do mojego domu dnia następnego w godzinach 8:00-16:00 (!). Odrzekłem, że pracuję i albo tę kartę dostanę zaraz, albo dnia następnego do domu o 21:00. Usłyszałem odpowiedź, że za pół godziny karta będzie w Remedium. Pani Masalska dodała ponadto, że przygotowuje wniosek do prokuratury, iż usiłuję naciągnąć klinikę (sic!). Rozbawiła mnie. Po to są procedury i sądy cywilne, aby dochodzić swych praw. Pani najwyraźniej nie zrozumiała, że złamała prawo i za to należy się odszkodowanie. Jednak inna rzecz mnie jeszcze rozbawiła. Pani powiedziała, że "choćby miała wydać na prawników wszystkie pieniądze, to ja nie dostanę ani złotówki". To w sumie dobrze. Ktoś dostanie te pieniądze. Zawziętość i upór ze strony Remedium. Na jej szkodę. Jeszcze jeden absurd z ust pani Masalskiej. Dodała, że pani Pętlak nie pracuje już w Remedium, jest za granicą i życzy mi powodzenia w uzyskaniu odszkodowania. Odparłem, że była pracownikiem Remedium, więc to nie ma znaczenia. Pani Pętlak nie przyjmowała u siebie w piwnicy, a co najważniejsze, nie zapłaciłem pani Pętlak, ale Remedium.
Gdy ostatecznie przywieziono kartę, okazało się, że to nie ta karta. Nie ma w niej zaznaczonym do leczenia owych pozostałych zębów. Nagle wszystko zniknęło! Został tylko ślad po leczeniu jednego zęba. Cóż. Od września do marca było wystarczająco czasu, aby wypisać drugą kartę. Przecież na poprzedniej ja się nie podpisałem. Dlatego klinika czy lekarz takich kart może wypisać i setkę. I każdą inną. Czy już jest jasne, dlaczego od razu, 10 września, nie mogłem otrzymać karty do ręki? Nie mogłem, ponieważ na spotkaniu powiedziałem, że mam podejrzenia, iż klinika podstępem doprowadza pacjentów do niewłaściwego rozporządzania ich majątkiem. Słowem, oszukuje, twierdząc, że mają zęby do leczenia. Pieniądze, pieniądze, wyrwać pieniądze. Pacjent staje się portfelem, źródłem utrzymania, niczym więcej.

Dnia 7 kwietnia 2014 roku otrzymałem pismo od prawnika pani Masalskiej. Znalazł się tam ten sam bełkot, podważający w dodatku orzeczenie Rzecznika Praw Pacjenta. Zupełnie dla mnie niezrozumiałe zdania o tym, że nie wydano mi karty, ponieważ dbano o... ochronę danych osobowych! (sic!). I ja, rzekomo nie wylegitymowałem się dnia 17 września, dlatego nie wydano mi karty. Jakby prawnik, niezbyt zręcznie, zapomniała, że dnia 10 września byłem osobiście na spotkaniu z panią Masalską i jakoś nikt wtedy nie kwestionował mojej tożsamości, ani nikt nie prosił o okazanie dowodu... Zaś w piśmie z 7 października 2013 roku pani Masalska nadal odmawiała mi wydania oryginału karty, a oferowała wyłącznie kopię. Odpowiedziałem jeszcze od niechcenia na to pismo, ponowiłem żądanie. Dodałem, że w przypadku odmowy wypłaty proszę się nie fatygować z odpowiedzią, będzie dla mnie jasne, co dalej robić. Pomimo tego, 25 kwietnia dostałem jeszcze jeden list. Tym razem znalazła się tam bzdura, iż po interwencji Rzecznika Praw Pacjenta (czyli już przyznano, że jednak dopiero po interwencji dokonano egzekucji przepisu) przygotowano dla mnie kartę, ale zwlekałem z jej odebraniem.. (?). Nie bardzo wiem o jaką zwłokę chodzi, ale na to pismo już nie odpowiem. Taka ciekawostka, iż pani radca prawny chyba oszczędza, bo nawet papier firmowy posiada zamazany korektorem stary adres biura...
Zęby, zęby leczyć, hurtowo.

I co? Wybierają się Państwo do Remedium?

Komentarze

  1. witam,
    wlasnie szukalem i juz wstepnie sie do nich wybieralem, ogolnie szukalem informacji gdzie moglbym na dluzej zabawic w celu podreperowania uzebienia. i napisze tak, po tych Pana udokumentowanych perypetiach to ja im dziekuje. Strona internetowa i informacje zaczely mnie przekonywac, ze jest to profesjonalna klinika/poradnia, jednak na szczescie potrafie jeszcze przeszukac informacji w internecie i opinie i powiem krotka: jest to najczarniejsza opinia ktora sobie sami wystawili. dziekuje za Pana relacje z batali o swa karte i mam nadzieje, ze dostanie Pan choc pare groszy jako zwrot kosztow, bo o odszkodowaniu to niestety ale w Polsce, i to godziwe, by bylo nauczka dla innych, niestety jest ciezko. Serdecznie pozdrawiam - Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Pana,

      Nie założyłem sprawy. Już odpuściłem. Ważniejsze, że inni ludzie się zapoznają z tym, jak postępowano (postępuje?) w Remedium. Przynajmniej komuś tak pomogę. Najgorsze, że skoro u mnie chcieli "leczyć" zdrowe zęby, to ilu nie wie, że siedziało w fotelu może niepotrzebnie? Tego nie wiem. Okręgowa Izba Lekarska, ostatecznie wystąpiła - zważając na moją historię - o kontrolę w przychodni. Raczej nic nie wykryją, ale zawsze właścicielka poczuje, że nie każde nieetyczne postępowanie może ujść zupełnie bez konsekwencji. I to prawda, że autoreklamę każdy może sobie zrobić jaką chce. Opinia pacjentów jednak jest nieoceniona i tak też wybieram innych lekarzy. Z polecenia. Życzę udanej wizyty u innego stomatologa i wszystkiego dobrego. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dobrze że znalazłam tę stronę bo wybierała się do Remedium. Po przeczytaniu Pana tekstu przeszła mi ochota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wszyscy bywają uczciwi. Oby znalazła Pani solidnego stomatologa!

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.