Przejdź do głównej zawartości

Bombardowanie miłością

Znowu na swojej życie spotkałem osoby religijne spoza głównego nurtu. Świadków Jehowy oraz członków jakiejś pomniejszej grupy religijnej (nieważne już teraz jaka). Nazywa się je sektami. Wg mnie każda religia może być tak nazwana, ponieważ w każdej religii można znaleźć określony typ osób. Także, każda religia jest kopią i kompilacją poprzednich. Sektą więc są i chrześcijanie i muzułmanie. Jest jednak jedna różnica. W mniejszych wyznaniach, grupach (a także w katolicyzmie np. w grupach Oazowych), da się zauważyć... bombardowanie miłością. Co to znaczy? Termin ten nie jest zbyt prawdziwy, ponieważ ma niewiele wspólnego z miłością. Ale o tym nieco później. Otóż, aby przywiązać bezgranicznie do siebie jakąś osobę, poddaje się ją owemu bombardowaniu. Jakie osoby ulegną takiej technice? Badania i doświadczenie pokazują, że są to osoby:
a) które nie doświadczyły miłości w domu rodzinnym
b) osoby o słabszej konstrukcji psychicznej, niepewne, z kompleksami. Osoby, które nie umieją podejmować decyzji, są podatne przez to na manipulacje, niepewne. 
Jedno z drugim nie musi się łączyć. Ktoś mógł nie doświadczyć miłości, ale być twardą postacią i nie dać się manipulować. Ktoś mógł również doświadczyć... no właśnie... czegoś, co określa się miłością przy owym bombardowaniu, ale miłością nie jest. 
Czym jest miłość? Otóż miłość to akceptacja, ale nie bezmyślna. Często matki wychowujące samotnie dzieci przelewają właśnie na swe dzieci taką "miłość". Bezmyślną, całkowicie uległą. Prowadzi to do tego, że dzieci bywają zbyt rozpieszczone, nie znają granic, kapryszą. Czasem widzi się dzieci, które wychowywane są "bezstresowo". To oczywiście nieprawidłowe pojęcie, ponieważ nie chodzi o powodowanie stresu u dziecka, ale uczenie go odpowiedzialności i stanowczości. Dziecko może nie być rozkapryszone w chamski sposób, ale może być np. nieodpowiedzialne za swoje słowa, czyny, nieodpowiedzialne za swoje życie, stale chwiejne, żyjące w strachu przed rzeczywistością, będące stale "na cycku matki". Bywają tacy mężczyźni (synkowie mamusi), bywają takie kobiety. Tacy ludzie nawet w wieku dorosłym wszystko konsultują z rodzicem. Żyją w specjalnym kokonie. Rodzic (matka) nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę robi dziecku. Dziecko może być nawet pozornie szczęśliwe, ale nigdy nie zazna szczęścia wolności, nie posmakuje. Co zadziwiające, dzieci wychowywane przez samych mężczyzn, są zaradniejsze i odważniejsze. Mężczyzna dodaje owej stanowczości i odwagi.
Miłość to więc nie tylko bezmyślna akceptacja. Miłość ma na celu dobro człowieka. Bezkrytyczna akceptacja nawet nieprawidłowych zachowań prowadzi do wynaturzeń, rozchwiania, a nie jest to wówczas dla dobra człowieka. Krzywdzi w przyszłości takie dziecko, już jako dorosła osoba będzie zbyt chwiejna emocjonalnie, lub właśnie podatna na manipulacje. Miłość potrafi powiedzieć prawdę, która bywa czasem gorzka. Miłość wyraża się w prawdzie. Prawda wymaga czasem gorzkich słów, otoczonych autentyczną troską. Przecież z troski o dziecko rodzic zabrania czegoś dziecku, czy nakazuje (zapięcie pasów w samochodzie, połknięcie lekarstwa).
Osoby w życiu dorosłym, które podatne są na takie "emocje" (ponieważ nazwijmy tu "miłość" cnotą), poddają się łatwo oszustwom, bywają bardzo naiwne, łakną prawdziwej miłości - to wszystko razem lub po kolei prowadzi do podatności na takie bombardowanie "miłością", czyli raczej bezkrytyczną i szkodliwą na dłuższą metę, akceptacją. Przecież miłość polega także na tym, że wiemy o wadach drugiej osoby. Tak, akceptujemy je. Ale rozmawiamy o rzeczach także bolesnych, czy takich, które stanowią jakąś blokadę. Na studiach pewien profesor od etyki, określał taką ślepą miłość matki (pewien procent matek) jako "małpią miłość". Czyli raczej uczuciowość polegająca na zmienności, na braku myślenia perspektywicznego, czy oceny konsekwencji. To erupcja instynktu opiekuńczego, a nie miłość. Taka małpia miłość nie przygotowuje człowieka do życia, do miłości, do szczęścia. Sprowadza potem cierpienie i łzy.
Osoby "bombardujące" cechują się akceptacją nawet negatywnych zachowań. Nie są to osoby z rodziny, tylko wykorzystujące braki z domu rodzinnego (albo z domu opieki). Jeśli osoba bombardowana wpadnie w takie sidła, często już jest to droga bez wyjścia. Już może być za późno, dla rodziny, dla najbliższych, aby wyciągnąć osobę z takich sideł. Widziałem osoby np. wśród Świadków Jehowy, którzy byli jak uśmiechnięci zombie. Taki Joker zombie. Wydawali się szczęśliwi, ale tak naprawdę zostali odcięci od prawdy, od wielu innych pięknych doznań, byli jak lalka na sznureczkach. Gdy zabraknie pociągającego za sznurek, nastąpi zapaść, katastrofa. Osoba, którą znałem bliżej, a która była Świadkiem Jehowy, była silną i zdecydowaną (jak na kobietę) osobą. Owszem, była bezkrytyczna wobec dogmatów wiary, robiła rzeczy, których większość by odmówiła, ale potrafiła być samokrytyczna, krytyczna i nie widać było po niej efektu bombardowania bezkrytyczną akceptacją.
Dodam, że bywa, iż niekoniecznie "bombardujący" robi to celowo. Może to być działanie podświadome, wynikające z ukrytych potrzeb zaspokajania swoich ułomności, potrzeby fałszywego altruizmu, czy głaskania swoich kompleksów. Żyją w takiej ułudzie, jak zombie, wydają się szczęśliwi, ale potrzebują innych do tego, aby czynić z siebie wzorzec, podporządkować sobie innych. Z powodu pewnych zdarzeń, bywa, że dzieje się to nieświadomie. Nieświadomie krzywdzą nie tylko siebie, ale przede wszystkim manipulowane osoby. Oczywiście manipulowana osoba nie zobaczy sama takiej prawdy (dzieje się to niezmiernie rzadko, jak podają badania). Jakie jest więc wyjście? Od początku dbać o szczerość, o prawdziwą miłość, a nie uczucia. Mamy przecież uczucie zimna i ciepła i może się ono zmieniać co chwilę w zależności od tego co na zewnątrz nas. Czymś takim nie powinna być miłość, ale trwałą wartością. Bywa, że jest i bolesna chwilami. Ale zawsze odnajduje się szczęście. Każdy potrzebuje akceptacji. Każdy tego szuka wśród ludzi. Chcemy być akceptowani, nasz wygląd, nasze "ja", naszą osobowość. To całkowicie normalne i pożądane. Nikt nie zniesie stałej krytyki. Krytyka także musi być umaczana w miodzie i konstruktywna. Raczej mówiąc o tym co nas boli w danym zachowaniu, nie co się nam nie podoba w drugiej osobie. Wtedy dajemy do zrozumienia, że akceptujemy drugą osobą, tylko po prostu pewne rzeczy nas krzywdzą. Rozmówca zrozumie, bo przecież ogromna większość nie chce sprawiać nikomu krzywdy. Nawet obcym osobom, nie mówiąc o bliskich. Zawsze trzeba znać miarę we wszystkim. Akceptować, nie zagłaskać, nie krytykować stale. W miłości, nawet po dłuższym czasie, dojdzie do wyrównania poziomów.
Spotkałem się z takimi manipulowanymi osobami, chowanymi pod szklanym dachem, odsuwane od samodzielnego rozwiązywania problemów. I o czym mogę z nimi rozmawiać? O religii o której mówią? One już zostały tak uzależnione od tego "bombardowania", że przy każdej próbie odkrycia prawdy (nie mówię tu o prawdzie religijnej, ale po prostu  życiu) albo reagują agresją, albo wręcz odwrotnie - strachliwie uciekają. Może jest inna metoda? Pełna - jak bombardujących - akceptacja, a następnie odkrywanie takich kart, jakich nigdy nie pokaże manipulator. Do tego potrzeba jednak dużo czasu i przebywania z daną osobą. W jednej rozmowie, czy na odległość, na pewno się tego nie uczyni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.