Przejdź do głównej zawartości

Kontrola

Kontrolowałem. Nieświadomie tak do końca. Nie, nie innych. Siebie. Miałem manierę kontrolowania tego, ile wydaję i zarabiam. To nie tak niespotykana rzecz, sam się zetknąłem z tym niejednokrotnie. Normalne jest także i rozsądne planowanie budżetu. Bez tego po miesiącu można znaleźć się na ulicy. Kwestia jednak tego, by nic nam nie przeszkadzało żyć. Zmieniła to wszystko jedna osoba. Właściwie naprowadziła mnie na to, abym sam zaczął o tym bardziej myśleć. Nie, nikt mi nie dawał rad, których nie lubię. Najlepiej jest pomóc komuś tak, aby sam sobie pomógł. Zadałem sobie jedno pytanie: po co ja to robię? Co mi to daje? Dlaczego tracę na to czas? Będę miał potrzebę? Zarobię. Starości mogę nie dożyć, ale zawsze zdołam się w razie czego zabezpieczyć. Przecież nie jestem rozrzutnym człowiekiem, więc ile wydam, tyle wydam. Jeśli jest mi coś potrzebne - kupuję towar, usługę. Cokolwiek. Żyć trzeba, potrzeba także zwykłej rozrywki, przyjemności. I tak postępowałem. Ale po co mi wiedzieć ile na co wydałem? Ile zaś zarobiłem? Jeśli znacząco ubywa na koncie, to wiadomo, że trzeba np. zmienić pracę na lepiej płatną, odbyć jakieś szkolenia dla podniesienia kwalifikacji, etc. Jedną radę tylko przyjąłem, ponieważ bardzo mi się spodobała wobec moich postanowień i zmian nawyków. Otóż zaszaleć, wydać pieniądze zupełnie bez celu pragmatycznego. Nawet wycieczka jest takim pragmatycznym celem w pewnych kategoriach. Tu chodzi o zupełne szastanie kasą. Czemu nie? :-)  Ile wydam, ile poleci? Nieważne. Żadnych limitów. No, nie pójdę do pewnego nocnego klubu, bo raz, że wyssaliby ze mnie wszystko i zostawili w długach, a poza tym wolę pamiętać to, jak się bawię i wydaję ;-)  Bawimy się! Nie czuć hamulców, nie krygować się. Przerzucić wajhę w drugą stronę, aby zniwelować tę kontrolę :-) 
Drugą kontrolą jaką sobie narzucałem, była kontrola czasu. Liczyłem czas. Zegarek jest po to, aby nie spóźnić się na spotkanie, do pracy. Ale nie po to, aby liczyć czas :-)  Nie liczę godzin i lat... ;-) Planowałem czasowo dzień, tydzień. Miesiąc już nie, bo to niemożliwe. Ale zabijało to często spontaniczność, przyjemność. Oraz kreatywność, bo wszystko musi dojrzeć, przetrawić się. Owszem, pobudki były piękne. Jakie? Życie takie krótkie, a tyle rzeczy mnie fascynuje: granie na gitarze, chęć nauczenia się grania na instrumencie klawiszowym, taniec, kung-fu, chęć powrotu do robienia filmów, pisania scenariuszy, chodzenia po górach, szukania przeszłości (historia, wyjazdy). Jest naprawdę tyle rzeczy w życiu, które mnie fascynują. Rozmowy całonocne, jazda na rowerze, przeżywanie artystycznych wydarzeń. I jak to wszystko zmieścić w tak krótkim czasie? To mnie goniło. Świadomość tego, że każdy z nas umrze. Ta średniowieczna maksyma, która była mi bliska odkąd zainteresowałem się filozofią (szeroko rozumianą, najpierw w dość pospolity sposób). Ale nie warto ścigać się z czasem. Nigdy nie wygramy. Róbmy po prostu to, na co mamy ochotę. Raz pogramy na gitarze, raz się nie wyśpimy przez długie rozmowy, innym razem pójdziemy na spacer, kiedy indziej zaszyjemy się sami w chatce w górach lub nad morzem. Najważniejszą sprawą jaką możemy dla kogoś zrobić - to właśnie podarować swój czas, swoje zainteresowanie drugą osobą. Czas nie istnieje więc w takim "zegarkowym" wymiarze. Owszem, poruszamy się w nim. Ale dla naszej przyjemności życia (a czasem smutku, złości, radości, rozczulenia) to nie ma takiego znaczenia. Wprawdzie Andy Williams śpiewał "Can Love be measured by the hours in a day?", ale czyż tęsknota właśnie nie jest czasem tak liczona? Nawet nie godzinami, ale minutami. Do. Nie od. To i tak nie są stricte minuty. To nasza subiektywna tęsknota. Ważna. Bardzo ważna.
Wracając do głównego wniosku: zaszaleć, szastać i nie kontrolować. Ani pieniędzy, ani czasu. Ani swojego, ani cudzego. :-)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.