Przejdź do głównej zawartości

Pamięć i teraźniejszość

Nie mogę napisać, że "wydarzyło" się coś w moim życiu. Wydarzenie sugeruje jakiś moment. Tu był proces. Długotrwały, wymagający ogromnego wysiłku. Nikt mnie do tego nie namawiał, nikt mi nie kazał. To najważniejsze. Bo - jak patrzę dookoła - to nikogo wokół mnie, nie stać było na coś takiego. Wiem, brzmi górnolotnie i pyszałkowato. Ale rzadko spotykam osoby, które potrafią wejrzeć w siebie. Zazwyczaj wszyscy obwiniają innych o wszystko, a siebie uważają za najwspanialszych. I dobrze, jeśli są najwspanialszymi. Praktyka pokazuje jednak, że często są to osoby, które są ułomne, krzywdzą innych, a przy tym moralizują i pouczają innych.
Nie wiem jak to określić. Przychodzi mi na myśl Sokratejskie "Poznaj samego siebie". Ktoś może pomyśleć, że przecież znamy się najlepiej, my sami. Tak, znamy. Ale najczęściej tej prawdy nie dopuszczamy do siebie. Lub wypieramy, ponieważ staje się nam niewygodna z jednego powodu: nie wiemy co z tym zrobić. Część opacznie rozumie prawdę, jaką zna o sobie i wypierając, chce mieć o sobie lepsze pojęcie. Poniekąd to zrozumiałe. Musimy bowiem radzić sobie z sytuacjami, żyć i czuć się dobrze, aby nie utonąć w depresji, czy smutku. Na nic rady koleżanek i kolegów. To nie ich wina, że utrzymują nas dalej w fałszywym poczuciu siebie. Prawda rodzi się tylko wtedy, kiedy sami potrafimy przekroczyć pewną barierę. I nastąpi moment, gdy odważnie skonfrontujemy się ze sobą. Ucieczka jest najczęstszym wyjściem. Spójrzcie, jak ludzie najczęściej reagują na prawdę. Agresją. Najpierw zamknięciem się, potem agresją, wyparciem. Potem może przychodzić refleksja, chęć zmiany. Lub nic takiego nie nastąpi. Znam kilka osób, które żyją w przeświadczeniu, że wszystko z nimi w porządku i to wszyscy inni są winni. Lub tylko oni mają rację, a reszta się myli. Jedni potrafili nad sobą reflektować, ale pomimo tego, wypierać i obwiniać innych. Inni, nawet nie myślą o tym i uważają się za wszech wiedzących. Spójrzmy w siebie.
"Punkt zwrotny" mojego życia nastąpił. I nic już nie będzie takie samo. Cieszę się z tego. Najważniejszą rzeczą, jaka się stała, to przywrócenie pamięci. Przypomniałem sobie to wszystko, co wpływało na mnie. W wieku młodzieńczym, jako nastolatek, to wszystko pamiętałem, myślałem o tym. Człowiek, gdy dojrzewa, poznaje siebie. Swoje ciało, swój umysł, swoje ego. Jednak "wiedzieć", nie znaczy "przeżyć". Trudno zaś samemu pokierować się do tego, aby poprawnie przeżyć swoje emocje. Aby wyrzucić z siebie to, co dostaliśmy zbędnego w bagażu dzieciństwa. Takie rzeczy tkwią wówczas. Skoro zaś nie umiemy sobie sami poradzić (a kto umie sam?) to zaczynamy to zakopywać. Wiemy nadal o tym, ale - jak gorący kartofel - przerzucamy aby trochę wystygł. Ale on tam jest. Spychamy go więc w niepamięć. Ciało pamięta. Podświadomość żyje. Pochłaniają nas coraz poważniejsze sprawy, wchodzimy w kolejne związki, zaczynamy coraz więcej się uczyć, podejmować decyzji ważnych i ważniejszych, pracować, podróżować. Coraz więcej potrafimy wziąć na swoje barki. Tymczasem przeszłość nie stoi w miejscu. Nawarstwia się z czasem, staje się coraz poważniejszym brzemieniem. Ma to swoje różne przyczyny. Za długo by o tym pisać.
Jest coś z tego, co zawarte jest w Nowym Testamencie. Jestem niewierzący (w tradycyjnym rozumieniu tego słowa), ale uważam, że znajduje się tam wiele prawd filozoficznych, zaczerpniętych z mądrości perskich, egipskich, greckich oraz po prostu z tamtejszego regionu. Myśl: "Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity." Tak to jedna z piękniejszych, którą nie w pełni rozumiałem. Mój czas szkoły średniej to był czas mądrości, filozofii, miłości. Ale wtedy tego zdania nie w pełni rozumiałem. Przyjmowałem je wyłącznie jako drogę w sensie religijnym. Tymczasem jest to głęboka i niesłychanie ważna myśl. Jest coś z potrzeby wyrzeczenia się siebie, aby dojść do siebie. Potem zaś do innych. Obumrzeć, aby obdarzyć. 
Wyrzekłem się siebie. Przeszedłem etapy od zaprzeczenia do gniewu, przez agresję, aż do spojrzenia w siebie. Jak na odwyku. Człowiek wydobywa się jak z kokonu. Po wtóre się rodzi. Rodzi się sam. Choć nadal potrzebuje akuszerki. Jednak tym razem wysiłek matki nie istnieje. Zrodzić się z bólem musisz Ty sam. Zrzuciłem skórę. Dotarłem znów do tego, co mnie tworzyło i stworzyło. Do tego wszystkiego, co było złe i było dobre. Powróciłem do tego, kim byłem. Co zostało gdzieś zepchnięte przez twardość życia, ludzi płytkich, skrzywdzonych i krzywdzących. Jednocześnie mądrzejszy o wiek doświadczeń. Spokój.
Nadszedł również czas rozliczeń, rozrachunków. Przez lata czułem, ale nie mówiłem. Choć to co czułem, nie było uczuciem miłości, to jednak z wiekiem coraz bardziej miłość blokowało. Przeprowadziłem trudne rozmowy, uporządkowałem życie. Część osób pożegnałem, część powitałem po latach. Niektórzy usłyszeli ode mnie to, co powinni byli usłyszeć dawno temu. Ci, którzy powinni być najbliżsi, byli najgorsi. Dokonuję rozrachunków. Sprzątam. Jeszcze to chwilę potrwa.
Rozumiem innych, bo w pełni rozumiem siebie. Nie ma takiej rzeczy, jakiej bym nie mógł skonfrontować ze sobą. Bo piekło to nie inni. Piekło to my, wy, sami dla siebie, jeśli nie zderzymy się z prawdą.
Zadziwiające, jak jedno zdarzenie, słowo, obraz, może mieć wpływ na całe nasze życie. Odkryłem, odkurzyłem wszystkie drogi, wszystkie ścieżki. Jak Różyczka na saneczkach. Czułem to podskórnie. Ale nastąpiło. Warto było. Wszystko. Narodziłem się powtórnie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.