Przede mną najtrudniejsza decyzja w życiu. I nie mogę jej podjąć później, kiedyś. Nie ma żadnej pewności, jaki będzie rezultat decyzji. Co zrobić w takiej sytuacji? Kiedyś, gdy spierałem się z przyjacielem o określoną rzecz, siedzieliśmy do 5 nad ranem i nie mogliśmy dojść do porozumienia. Chwalebne było to, że wiedzieliśmy, że musimy dojść do JAKIEGOŚ porozumienia, jakieś rozwiązanie musiało zaistnieć. To jak bywa w małżeństwie. Niby można się rozwieść, ale jeśli nastąpiło jakieś formalne związanie, to trudniej wyjść, opuścić dyskusję. Jesteśmy nieco bardziej "zmuszeni" do podjęcia rozmowy, działań. My wiedzieliśmy, że coś musi nastąpić. Jako, że starły się równorzędne zdania dwóch niezależnych osób i... żadna nie chciała ustąpić (te "artystyczne" zapędy i filozofia), to zaproponowałem rzut monetą. Wybraliśmy opcje i rzuciliśmy. Wyszło na zdanie kumpla. I nie można było tak od razu? Można by się było przynajmniej w nocy wyspać. Jakoś przestało mieć znaczenie dla mnie, jakie zakończenie filmu (a o to chodziło) należy zostawić. Ważne, że poszliśmy z czymś do przodu. Myślę, że i dla niego przestałoby mieć znaczenie, gdyby wyszło "na moje". Bo nie o to chodzi. Moje, twoje. Ale o to, aby coś osiągnąć. Razem. W końcu rzecz dotyczyła nas, tego co my robimy. Weszły to najprawdopodobniej nie tylko argumenty merytoryczne, ale i emocje, ambicje. Przecież prawda jest jedna. Każdy miał jednak odmienne spojrzenie, co lepiej ukazuje tę prawdę. Czyli chodziło o bardzo subiektywną rzecz. I tak się czasem zapieramy. Jeśli więc w relacji z drugą osobą (kumpel, partnerka) będziecie mieć problem do rozwiązania, to nie odchodźcie od stołu negocjacyjnego, póki nie rozwiążecie problemu. Postawcie sobie nawet graniczny termin. Presja niejako "zmusi" was do podjęcia decyzji i pójścia dalej. Ponieważ może się okazać, że ta sprawa wcale nie miała takiego znaczenia i tylko była niepotrzebnie ością w waszej relacji. Może tylko psuć atmosferę. Nie odchodźcie do innych spraw, póki nie rozwiążecie tej i wszystkiego nie wyklarujecie. Do końca, bez niedomówień. Tak, aby dwie strony przystały. Kompromis ma być miły obu stronom. Jeśli zaś coś będzie takiego, że nie pozostawi wielkiej krzywdy, to rzućcie monetą. Co wam szkodzi? Jeśli pozwoli to wam znów podać sobie ręce?
Tymczasem wracam do mnie... nie mam z nikim sporu. Decyzję muszę podjąć. ozostaje rzucić monetą i konsekwentnie przyjąć, co wypadnie.
Komentarze
Prześlij komentarz