Niecały rok temu w szpitalu zarazili mnie gronkowcem. Szpital był i jest beznadziejny. Począwszy od diagnozy, poprzez to w jaki sposób nieodpowiedzialnie sugerowano co mi dolega. Wszystko okazało się nieprawdą. Przyczyna była błaha i oczywista dla dobrego lekarza z innej przychodni. Poza tym oczywiście, że brud był w tym szpitalu. Ponieważ transmisja bakterii (w tym i gronkowca) odbywa się przez niemyte ręce, nieodkażone i nie zdezynfekowane narzędzia, naczynia. Do diagnozy chciano wkłuć mi się w kręgosłup, w rdzeń. Przychodził nawet specjalnie lekarz, aby mnie namawiać. Ordynator z góry założyła, że ja się zgadzam i nie mam nic do powiedzenia. Traktowanie ludzi jak materiał na eksperymenty. Im więcej ich wykonasz, tym jesteś bieglejszy. Nie pozwoliłem. Całe szczęście, że sam za siebie myślałem, a nie poddawałem się ślepo temu co mówią omylni ludzie. Ponieważ lekarze mylą się tak jak inni. A konsekwencje ponoszą pacjenci. Z gronkowca w przedsionku nosa, dzięki dobremu lekarzowi, wyleczyłem się w pół roku. Natomiast gdybym pozwolił na to, aby wkłuto mi się w rdzeń, mógłbym mieć problemy niewyobrażalne. Poznałem pewną starszą panią, która przy operacji na kręgosłup dostała także gronkowca. No i jakie ma problemy z chodzeniem, jak rana i jej tkanki są toczone przez bakterię... Po kilku wpadkach lekarzy w moim życiu nauczyłem się nie ufać z autorytetu. Nie wiedziałem co się dzieje, ale czułem, że to nie to, co mówią lekarze. Ponadto, obawiałem się konsekwencji wkłucia. Zanim wytoczyć wszystkie działa, trzeba powoli, można diagnozować używając mniej inwazyjnych metod. Podjąłem taką decyzję i gdy ją oznajmiłem, wyraził dla niej poparcie mój szef, moja matka gdy pytali się o stan mojego zdrowia. Był i głos, abym poddał się zabiegowi. Najlepiej jednak słuchać tylko siebie w takich chwilach. Tylko swemu rozsądkowi i doświadczeniu ufać. Jeśli takie się ma. Człowiek nabywa tego z wiekiem po prostu. Podchodzić krytycznie do wszystkiego, co słyszysz. Ponieważ to ty będziesz ponosić później tego konsekwencje. I żadne współczucie innych nie zwróci ci zdrowia.
Potem musiałem się leczyć. Pomijam gronkowca, bo ten to bez pomocy antybiotyku by nie odszedł. Jednak inne infekcje, gdy ordynowano mi antybiotyk, a ja czułem, że mogę pokonać chorobę inaczej - nie kupowałem leków. Polegałem na leczeniu ciepłem. Jak byłem dzieckiem, lubiłem u babci grzać się przy piecu kaflowym.W kuchni czytałem sobie różne rzeczy i stopy ogrzewałem na ścianie kaflowego pieca. W pokoju oglądałem w telewizji stare filmy i grzałem sobie plecy. Człowiek wyszedł z Afryki i ciepło to dla niego najnaturalniejszy stan. Przystosował się do innych klimatów, ale przecież latem czujemy się najlepiej, najmniej chorujemy. Ciepło. Skoro nie mam pieca, świetną funkcję spełnia przy chorobie poduszka elektryczna. Wygrzać się. I tak, cierpliwie, zatoki, czy rozgrzanie ogólne organizmu, powoli... Do tego zioła. W naturze siła. Oczywiście, trzeba być konsekwentnym i cierpliwym. Nic się nagle nie zmieni w tydzień czy dwa. Antybiotyk załatwia sprawę w tydzień, ale zostawia także spustoszenie i osłabia organizm. Czasem jest niezbędny, gdy stan jest zaawansowany. Gdy stan jest przewlekły i pozwalający jakoś funkcjonować - wykaż cierpliwość i dbaj o siebie. Tak się wydostałem z tego. Bez zbędnego przyjmowania leków.
Czystość, ciepło, zioła, aktywność fizyczna i odpowiednie pożywienie. Czy czegoś więcej trzeba aby być zdrowym?
Czystość, ciepło, zioła, aktywność fizyczna i odpowiednie pożywienie. Czy czegoś więcej trzeba aby być zdrowym?
Komentarze
Prześlij komentarz