Przejdź do głównej zawartości

Pieniądze

Pieniądze to część handlu wymiennego. Nigdy nie stanowią wartości samej w sobie. Same w sobie są bezużyteczne. To tylko papier. Wychowałem się w niepewności jutra. Szczególnie emocjonalnej, ale niestety także materialnej. Czasem nie było co zjeść. Sprzedawałem butelki, aby coś mieć. Być od czegoś/kogoś niezależnym. Jako nastolatek żyłem - i słusznie - ideałami. Za pieniądze nie kupisz miłości, nie zyskasz trwałej przyjaźni. I nie stanowiło to dla mnie problemu, nie mieć jakichś większych pieniędzy, nigdzie dalej nie wyjeżdżać. Liczyły się inne rzeczy. Oczywiście zdarzało się w życiu, że trafiałem na nieuczciwych ludzi i to powodowało, że stawałem się "ostrożniejszy". Jak się usamodzielniłem, to oczywiście pieniądze zyskały siłą rzeczy większą wartość, ponieważ sam musiałem opłacać mieszkanie, wyżywić się, i tak dalej. Musiałem je więc zarobić, mieć. Liczyłem ile wydaję, ile zarabiam. Różne przeprowadzki, zmiany trybu życia, powodowały, że zawsze była jakaś niepewność. Rozmaite sytuacje, brak pracy. To wszystko sprawiało, że - będąc właściwie bez pomocy - musiałem coś oszczędzać. Gwarantowało mi to spokój i możliwość ruchu. Bywałem czasem... za skąpy. I nie rozumiałem dlaczego. Wiem, rozumiem teraz. Działo się tak wtedy, gdy brakowało mi otwartości, pewności. Oczywiście były także bodźce, blizny po jakimś niedawnym zawodzie na tym obszarze (ktoś był nieuczciwy), ale te przemijają w odpowiednich warunkach. Pewność rozwoju sytuacji sprawia, że człowiek mniej przejmuje się przyszłością, a żyje bardziej w teraźniejszości. Był także jeszcze jeden aspekt. Wielu, bardzo wielu ludzi karze partnerów/partnerki w związku. Gdy dochodzą emocje, hormony, wszystko jest bardzo burzliwe. Jedni karzą innych ciszą, nieobecnością (nie odzywa się, nie daje znać, izoluje, zabiera siebie, odmawia seksu, rozmowy), pozostali w inny sposób. Przeważnie nieświadomie posiłkujemy się nabytymi w dzieciństwie wzorcami lub uderzamy tam... (również nieco podświadomie)... gdzie kogoś może najbardziej zaboleć, czego komuś brakuje. Wiemy gdzie uderzyć, ponieważ nikt nie zna nas tak, jak partner i na odwrót. Więc zdarzało dostać mi się izolacją (nie spędzę z tobą czasu i nie pozwolę ci, abyś spędził go z kimś innym). Ja zaś z kolei karałem właśnie w aspekcie finansowym. Połączone z niepewnością przyszłości, odseparowaniem się kogoś, pozostawałem sam. Nigdy oczywiście nie chodziło w tym o pieniądze. One nie miały wówczas najmniejszego znaczenia. Mogło się tak komuś wydawać, ale to wynikało jedynie z braku zrozumienia sytuacji. Nie mówię, że łatwo zrozumieć to innym, jak i mi trudno było zrozumieć przyczyny karania mnie. Ale to przeszłość. Dziś widzę więcej. Oczywiście karzący rzadko od razu wychodzi z próbą załagodzenia sytuacji. Emocje muszą nieco opaść. To trwa. Więc kara odbija się na obojgu. Następuje pewne zacietrzewienie. Ukarany czuje się niesłusznie ukarany i także się zamyka, buduje twierdzę i ostrzeliwuje. Błędne koło. Nie dzieje się tak wtedy, gdy rozumiemy (czujemy) swoje emocje, ich przyczyny, źródło, ale i cel. Co jest prawdziwym celem. Czy faktycznie ta osoba, a nie jakaś zaszłość z przeszłości, a tylko pewna złość (agresja) skupia się na najbliższym "celu". 
Pieniądze są środkiem. Dziś już nie liczę skrupulatnie ile wydaję (po prostu żyję, coś jest potrzebne, kupuję), znajduję złoty środek. Nie karzę nikogo używając takiego środka. Rozmawiam, odpuszczam, jeśli coś naprawdę nie jest zagrażającego mojemu życiu, zdrowiu. Wszystko ma swoje przyczyny. Nawet zachowanie innych osób, które rozumiem lub staram się rozumieć. Jestem zdolny, inteligentny, poradzę sobie. Ale karać nie mam zamiaru kogoś ani siebie. Jak i używam pieniędzy w sposób rozsądny. Ważne, aby rozmawiać, ustalać. Czy to z pracodawcą, kolegą, partnerką, rodziną.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.