Mononukleoza to okropna choroba. Wirus, który ją wywołuje powoduje czasem groźne spustoszenie w ciele człowieka. Większość ludzi (ok. 70%) ma styczność z tym wirusem i nie zapada na mononukleozę. Niektórzy tak. Może zależy to od okoliczności, od osłabienia, albo od uwarunkowań genetycznych. Po przejściu mononukleozy przez organizm, przechorowaniu (gorączka węzłów chłonnych), następuje dożywotni spadek odporności organizmu. Wirus usadawia się bowiem w komórkach i oszukuje organizm człowieka. System immunologiczny nie jest w stanie go zwalczyć. Ludzkość nie zna także sposobu, aby pozbyć się go za pomocą leków i terapii (w ogóle wirusów - mają one taką budowę, że w tej chwili nie znamy na nie takich sposobów jak na bakterie). Bywa, że w dodatkowych spadkach odporności (spowodowanych stresem, zmęczeniem, złą dietą, brakiem sportu) atakuje i sprawia dolegliwości (tak jak wirus opryszczki - również nie można go nigdy usunąć, wychodzi podczas spadku odporności). Wirus zwiększa podatność na infekcje. Bywa, że wirus atakuje nabłonki nosa i gardła. Sprawia dolegliwości, wysusza śluzówkę, wpływa na organy wewnętrzne (wątroba i śledziona). Może także powodować nowotwory - chłoniaki (bardzo negatywny wpływ na węzły chłonne).
Mononukleoza sobie, a wiedza lekarzy sobie. To, że mam upośledzoną odporność, wiedziałem odkąd dopadł mnie ten wirus. Niestety większość lekarzy rodzinnych nie ma pojęcia o tak podstawowej i często spotykanej chorobie. Kiedyś doświadczyłem, że ładowano we mnie różne antybiotyki, gdy miałem gorączkę i opuchnięte węzły chłonne. Brane jest to zazwyczaj jako angina. Ale skoro antybiotyk nie przynosi ulgi, to może jednak nie jest to infekcja bakteryjna i wypada skonsultować to ze specjalistą? Dopiero po jakimś czasie zostałem wysłany do laryngologa, która od razu stwierdziła, że wygląda to na mononukleozę. Część lekarzy rodzinnych - sam się z tym spotykam - twierdzi, że mononukleoza nie zostawia trwałego śladu. Brak wiedzy, a przecież akurat o tym można przeczytać choćby w popularnej Wikipedii.
Porozmawiałem długo z profesorem, który jest specjalistą od immunologii. W dodatku jednym z lepszych w Polsce, co znajduje również odzwierciedlenie w funkcjach, jakie sprawuje. Zaśmiał się ironicznie i gorzko, gdy mu powiedziałem o lekarzach, którzy negują wpływ mononukleozy na organizm człowieka. Zna takie historie. Co więcej, leczył takich ludzi, których - przez nieuwagę lekarzy rodzinnych - zmasakrował wirus przez bardzo długi czas. A ten czas był kluczowy. Pewna młoda dziewczyna trzy lata męczyła się, zanim trafiła w dobre ręce. Była tak wykończona, że jedynym ratunkiem był przeszczep szpiku kostnego. Jej organizm nie potrafił się już sam bronić. Po przeszczepie uspokoiła się sytuacja i dziewczyna może w miarę normalnie żyć. Takich przypadków jest niestety więcej.
Mononukleoza sobie, a wiedza lekarzy sobie. To, że mam upośledzoną odporność, wiedziałem odkąd dopadł mnie ten wirus. Niestety większość lekarzy rodzinnych nie ma pojęcia o tak podstawowej i często spotykanej chorobie. Kiedyś doświadczyłem, że ładowano we mnie różne antybiotyki, gdy miałem gorączkę i opuchnięte węzły chłonne. Brane jest to zazwyczaj jako angina. Ale skoro antybiotyk nie przynosi ulgi, to może jednak nie jest to infekcja bakteryjna i wypada skonsultować to ze specjalistą? Dopiero po jakimś czasie zostałem wysłany do laryngologa, która od razu stwierdziła, że wygląda to na mononukleozę. Część lekarzy rodzinnych - sam się z tym spotykam - twierdzi, że mononukleoza nie zostawia trwałego śladu. Brak wiedzy, a przecież akurat o tym można przeczytać choćby w popularnej Wikipedii.
Porozmawiałem długo z profesorem, który jest specjalistą od immunologii. W dodatku jednym z lepszych w Polsce, co znajduje również odzwierciedlenie w funkcjach, jakie sprawuje. Zaśmiał się ironicznie i gorzko, gdy mu powiedziałem o lekarzach, którzy negują wpływ mononukleozy na organizm człowieka. Zna takie historie. Co więcej, leczył takich ludzi, których - przez nieuwagę lekarzy rodzinnych - zmasakrował wirus przez bardzo długi czas. A ten czas był kluczowy. Pewna młoda dziewczyna trzy lata męczyła się, zanim trafiła w dobre ręce. Była tak wykończona, że jedynym ratunkiem był przeszczep szpiku kostnego. Jej organizm nie potrafił się już sam bronić. Po przeszczepie uspokoiła się sytuacja i dziewczyna może w miarę normalnie żyć. Takich przypadków jest niestety więcej.
Komentarze
Prześlij komentarz