Przejdź do głównej zawartości

Porady, aby się nie udało

W bardzo ważnych i dramatycznych dla mnie chwilach... radziłem się ludzi wokół mnie. Niby nic zdrożnego, ktoś powie. Przecież mądra osoba zbiera opinie mądrych osób. Tylko... My tak naprawdę nie radzimy się kogoś po prostu w kwestiach emocjonalnych. My po prostu poszukujemy kogoś, kto utwierdzi nas w naszych przekonaniach. Jeśli nie znajdzie się taki, szukamy tak długo, aż znajdziemy. Jeśli nie, i tak zrobimy po swojemu.

W moim przypadku, radziłem się osób, które nie odznaczały się jakimikolwiek większymi sukcesami w życiu. A już szczególnie w życiu uczuciowym. Mimo, że mam przy sobie wiele osób, które świetnie sobie radzą. Napiszę zaraz, dlaczego zwracałem się ku tym mniej "przebojowym" osobom. Były to osoby, które były same w życiu, często nieporadne także zawodowo, którym pomagałem, załatwiałem za nich wiele rzeczy. Ktoś, kto zepsuł wszystko w swym życiu: od szans zawodowych po miłosne. Inni bywali lepiej zorganizowani w sferze zawodowej, ale wciąż w kwestii związków - niepoukładane. Miałem przecież wokół siebie ludzi, którzy byli starsi ode mnie, z odpowiednią ścieżką pogodzenia związku, pracy, dawnych marzeń, z długim stażem w małżeństwie, albo takich, którzy po prostu trwali w wieloletnich związkach. Ich nigdy o zdanie nie pytałem. Dopiero długo po wszystkim, gdy reflektowałem się po czasie. Czy chodziło o ważną przeprowadzkę, zmianę kraju, czy związek z partnerką. Refleksja była jednak podświadomie zamierzona w takim, a nie innym czasie. Kobiety nazywają to "wygadaniem się", czy "rozmową z przyjaciółką". Facet także w pewnych chwilach zwraca się do kumpla. To ważne, aby nie być samemu z jakimś problemem, ponieważ dobry doradca pomoże "obrócić głowę" w kierunku światła. I fajnie. Ale... dlaczego takich, a nie innych doradców dobierałem?

Otóż czyniłem tak... ponieważ podświadomie chciałem, aby się nie udało. Podświadomie dążyłem do tego, aby coś złamać. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Przez tyle lat. Owszem, zawsze po fakcie zastanawiałem się i dziwiłem, jak mogłem w ogóle nie tylko, że słuchać ludzi, którzy w mierze w jakiej się radziłem, nie odnieśli sukcesu, ale same porażki. Ale bardziej nawet, jak mogłem się w ogóle zwracać do takich osób? Osób, które mnie powinny stawiać za wzór zręczności, aktywności i sukcesów zawodowych (ponieważ radzę sobie dobrze i potrafię zadbać o posadę i zapłatę). Mało tego, zawsze potrafiłem znaleźć sobie piękną kobietę i stworzyć związek. Ale sięgałem do takich - przykro to mówić, ale to prawda - nieudaczników i ludzi mniej inteligentnych ode mnie. Nie była to bowiem kwestia intelektu, ale emocji i uczuć z przeszłości. Robiłem tak, aby się w pewien sposób nie udało. Oczywiście, nie zawsze tak było. W większości przypadków nawet nie. I tu dochodzimy do dodatkowego "bodźca". Kiedy czułem jakieś podobieństwo określonej kobiety z moją matką: zarówno chciałem z nią być, jak i chciałem unikać. To nic nowego. Od dawna wiadomo, że kobiety szukają mężczyzny, w którym znajdą cechy swego ojca, a mężczyźni - cechy swej matki. Tak już jest. Oczywiście zawsze jest nadzieja, że będzie dobrze, że może się człowiek myli. No i różnie to wychodzi. W zależności od tego także, jaka to była kobieta - jeśli chodziło o związek. Jeśli emocjonalnie spokojniejsza, bardziej komunikatywna - było bez takiej podświadomej obawy, że się rozleci. Jeśli kobieta z problemami - wulkan szarpania. Demony przeszłości z obu stron. Wszystko to emocje. Również spotykałem się z sytuacjami, gdy właśnie jakaś kobieta (a takich przypadków też było kilka) nie tylko prowadziła do sytuacji, aby "zewnętrzne" ośrodki, symptomy, "potwierdzały" jej uczuciowe czy emocjonalne decyzje, ale także potem ubierała to w absurdalne woalki. Czyli było mówienie "tak miało być", najpierw brak decyzji, wahania, odrzucania (również o prozaiczne sprawy, jak praca, podróż), a potem tłumaczenie iż najwidoczniej skoro tak się stało, to było to dobre rozwiązanie. Nic samo się nie dzieje! To od nas zależy. Albo działanie, albo zaniechanie. I obydwa mają swoje skutki. Spotkałem się nawet u pewnej dziewczyny z tłumaczeniem, iż nie może mieszkać w mieście, ponieważ... i tu szereg argumentów, które tak naprawdę nie miały znaczenia. Włącznie z jakimś iście absurdalnym, jak dźwięk o tak niskim poziomie, że trzeba było innemu człowiekowi ze stetoskopem słuchać. Tak ludzie dopisują argumenty do emocjonalnych i uczuciowych decyzji.

I niech tak robią, niech podejmują decyzje emocjonalnie, aby tylko byli szczęśliwi. Ale niech staną odważnie w prawdzie i wiedzą z czego co wypływa. Tłumaczyć racjonalnie nie będą wówczas musieli. Ani wobec innych, ani wobec siebie. Bo i po co. A ja? Dziś zupełnie inny człowiek. Zmiana nie następuje z dnia na dzień. Nawet po miesiącu, czy po pół roku. Nie wierzcie w to. Niestety, piękne życie musi mieć czas, aby rozkwitnąć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.