Przejdź do głównej zawartości

Życie z rodzicem partnera/partnerki

Tak naprawdę, my w bardzo dużej mierze, żyjemy z rodzicem/rodzicami partnera czy partnerki. To ich "duch" jest z nami, to z nimi tak naprawdę często się kłócimy (mimo, że przez usta partnerki), ich nie rozumiemy. I na odwrót. To z naszymi wychowawcami żyje nasza partnerka. To cechy i sposób wychowania ukształtował osobę, którą kochamy. Jeśli wszystko poszło dobrze, otrzymujemy stabilną osobę, która wraz z nami będzie rozwijać miłość, dążyć do określonych celów. Jeśli nie, to tak naprawdę zmagamy się z brakami, negatywami rodziców partnerki.
Przeszedłem ogromną przemianę w wieku 16 lat. Trwała 2-3 lata. Wskutek dojrzewania, zaznania pierwszej miłości oraz wielu innych czynników. Stałem się dojrzalszy, mądrzejszy, atrakcyjniejszy, ciekawy wszystkiego. Drugą, przeszedłem i przechodzę teraz. Od ponad roku. Mogę o sobie powiedzieć, że osiągnąłem zrozumienie siebie i otoczenia, że wszystko co wiedziałem wcześniej, trochę się przewaluowało. Ale to dobrze. Cieszę się.
I zrozumiałem, że osoby z niedoborem miłości z dzieciństwa, czułości, rozchwianiem spowodowanym brakiem jednego z rodziców, lub chłodem emocjonalnym, na początku związku są sobą. To jest to, co widzimy i czujemy. To ich doświadczenie życiowe, osiągnięcia, czułość, chęć dania więcej niż się otrzymało, pragnienie kochania i bycia kochanym, naprawienia tego, co było złe w przeszłości. To jest ta osoba. Natomiast... potem niestety wychodzi to, co było wcześniej. Wiele lat wychowania jest silne, trudno stale się z tym zmagać. Wysiłek, aby odrzucić cień rodziców/matki/ojca, staje się coraz trudniejszy do zniesienia. I wówczas zaczynamy żyć trochę bardziej z tymi cieniami. A jeśli rodzic/ce partnerki są osobami raczej odpychającymi, to zaczyna się problem. Tu nie tylko chodzi tylko o to, kto wychowywał, ale także kto nie wychował, ale tęsknota za nim/nią była tak wielka, że sprawiła ogromną krzywdę, która wlewa się w związek takiego dziecka. I miałem takie doświadczenia w swym życiu. Po miłym początku zmagałem się z despotyczną i zimną matką jednej kobiety. Nie bezpośrednio. Ale w emocjach tej kobiety. Z taką tęsknotą za czymś uciekającym, co powodowało agresję i chwiejność. Mówiła, że przepracowała te emocje, ale to było tylko tak w sobie, bez profesjonalnej pomocy. Czyli właściwie przemyślała to sobie, ale nie przeżyła. Dlatego tę burzę przeżyć przenosiła na mężczyzn. Inna kobieta była niezwykle skrzywdzona przez uczucie braku ojca. Całe życie miała do niego ogromny żal. Pojawiało się to w jej słowach, których wtedy do końca nie rozumiałem. Ale przede wszystkim w czynach. W odpychaniu partnera, karaniu za czyny ojca. Jak i niepewności swojej, bo przecież jeśli ojciec nie chce znać córki, to jakże ona czuje się niekochana, niewartościowa, niegodna, niepewna. Ta jej niepewność wyrażała się, siłą rzeczy, w zazdrości nadmiernej. To nie jej wina była. To było okrucieństwo jej ojca. Inna rzecz, że kobieta z mężczyzną nie mogą się porozumieć, ale nigdy żadne z rodziców nie powinno zostawiać dziecka. Bo ten ból ciągnie się przez lata. I tak naprawdę ja potem żyłem nie z tymi dobrymi cechami mojej partnerki, ale w dużej mierze z tą krzywdą, z chłodnym ojcem, z matką, która też przez jakiś czas ją zostawiła. Z tym brakiem, którego ja chyba nigdy nie mógłbym wypełnić do końca. To musiałoby się zdarzyć z wysiłkiem i udziałem partnerki. Byłem wypychany ze związku, wydawało jej się, że odejdę jak ojciec i siłą rzeczy tworzyła taką rzeczywistość. To nie była ona. To byli jej rodzice. Ona, to była ta na początku. Potem zmagałem się z matką jednej kobiety, z rodzicami drugiej kobiety (brakiem ojca). Takie przypadki spotykałem. I takie kobiety często w życiu zostają same. 
Ale niestety mnie to także dotyczyło. Także później partnerka jedna czy druga zmagała się z moją matką i ojcem którego nie miałem. Tą krzywdą. A, iż moja matka było osobą chłodną, nie dającą mi miłości, to te same problemy wychodziły w przyszłości. Matka również podkopywała moje wartości w dzieciństwie. Negowała moje talenty, wmawiała negatywne rzeczy. I z tym antypatycznym duchem mojej matki zmagały się także moje partnerki. Póki na początku miałem siłę, aby powstrzymać cień matki w sobie, póty było cudownie. To byłem ja, ze swoim poczuciem humoru, siłą, odwagą, ciekawością, opiekuńczością. Ale potem - z podświadomości, bez mego udziału - wychodził ten okropny cień matki, ten ojciec, który także się i mną przez wiele lat nie interesował. Wiadomo, że to bolało i brakowało mi najważniejszego w życiu. Ten ból też oddziaływał na partnerki. Gdy jednak spotka się dwie takie osoby, jest starcie się tych krzywd, braków, potrzeb. Potrzeb, ponieważ dwie osoby potrzebują i niestety najpierw  - z taką przeszłością - wymagają, a później dają. Czekając na uzyskanie tego, co nie nastąpiło w dzieciństwie. 

Epilog.

Chyba, że... ktoś przeżyje to, wyrzuci to wszystko z ogromem cierpienia, łez, wściekłością, złością, destrukcją wielu rzeczy w swoim życiu. Nie jest to łatwo i nie winię, że ktoś nie jest w stanie tego zrobić. Ponieważ podświadomie czuje się, przez co trzeba będzie przejść. Nie każdy jest gotów przez to przejść. Jest strach, niepewność, choć w teorii zapewnienie, że przecież będzie lepiej. Ale ludzie wolą - to także zrozumiałe - to co znają. Chyba, że nie ma się niczego już do stracenia. Może być tak samo lub lepiej. Nie miałem już niczego. Nie mogło być gorzej. Paradoksalnie, to mnie właśnie uratowało i pozwoliło spojrzeć w oczy cieniom matki i ojca. I powoli pozbywając się tego, co zbędne. Przez wiele miesięcy. Bo krzywda poczyniona mi przez matkę czy ojca, wcale ich nie dotykała. To dotykało mnie. I nie warto już było tego nosić. To bowiem moje życie. Jedno i niepowtarzalne. 

Mam nadzieję, że wszystkie osoby opuszczone przez swych rodziców, będą miały na tyle siły, aby z pomocą odzyskać siebie. Taką/takiego siebie, jaką się jest zawsze na początku miłości. Bo to jest prawdziwe oblicze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.