Przejdź do głównej zawartości

Był taki związek

Pewne rzeczy, choć trudne w związku i bolesne, można i należy tłumaczyć określonymi brakami. Nie zmienia to faktu, że bywają negatywne wobec drugiej osoby i niezmiernie krzywdzące. Właściwie dla obu stron. Przyczyną impulsu do opisania i wygrzebania starej historii było to, iż okazało się, że nie byłem jedyny, który tak odebrał daną kobietę. Wcześniej stale byłem obarczany poczuciem odpowiedzialności i winy, a okazało się, że nie tylko ja tak kogoś odbierałem czy spotykałem się z danym postępowaniem.

Generalnie zawsze w każdym związku są na początku różowe okulary.  Każdy z jej mężczyzn czuł się na początku jak w raju, nie mógł uwierzyć, że coś takiego go spotkało. Potem, jak to w związku, zaczynały się jakieś problemy. I za te problemy zawsze obciążała innych. Grą łez, szlochów, płaczu. Oczywiście, jak ktoś płacze, to się nad taką osobą pochylamy. Ona wykorzystywała to do wzbudzania poczucia winy w mężczyźnie.
Pierwszym przykładem było to, iż żaliła mi się, jak okropny był jej pierwszy mężczyzna i że ją zdradził. Potem okazało się, że to nie on ją, ale ona jego. Zamiast jednak to przemilczeć, próbowała się wybielić kosztem innych. Każdemu więc (poza pierwszym) opowiadała, jak to każdy poprzedni mężczyzna był okropny i niszczył jej życie (w skrócie: obarczała innych swoimi decyzjami lub ich brakiem). Tak samo także zwracała uwagę na aspekt finansowy i niestety niejeden mężczyzna dał jej pieniądze do ręki na określony cel, a ona pieniądze wzięła, ale cel nie został zrealizowany. I nie jest tu mowa o 100-500 zł, ale o znacznie większych kwotach. Tłumaczyć się z tego nie zamierzała nikomu, ani zwrócić. Powodowało to utratę zaufania mężczyzny do niej.
Tak samo postępowała wobec rzekomych zdrad swoich partnerów. Do takich nie dochodziło. Ale jej prawdziwe życie (które przed każdym ukrywała) usiłowała maskować w znany sposób. Jej linią obrony był atak. Na jej wady metodą było przypisywanie ich innym osobom. Stąd wszyscy borykali się z absurdalnymi atakami w swoją stronę. Po pewnym czasie, gdy już blisko było do rozstania, powiedziałem jej takie zdanie, iż jeżeli o coś mnie oskarża i podejrzewa, to jestem pewien, że najpierw sama to uczyniła i tylko stosuje zasłonę dymną, jak złodziej krzyczący "łapaj złodzieja". Co się oczywiście potem potwierdzało. Dlatego wszyscy byli dla niej niewierni, nieuczciwi, plotkarze, wszystkich trzeba było kontrolować.
Kwestia jej zdrowia, która pojawiała się przy różnych okazjach. To oczywiste, że są mechanizmy, które są uruchamiane dla wzbudzenia zainteresowania. Dzieci przybiegną do rodzica, gdy sobie coś zrobią. Rodzic wystarczy, że przytuli, zwróci uwagę, a dziecko pobiegnie dalej. Niestety kwestie swojego zdrowia używała (na swoje cierpienie) wobec partnerów. Wspólne przeżywanie takich rzeczy zbliża. Bardziej przecież zbliżają takie przeżycia niż radosna zabawa. Jednak, gdy była próba takiego zbliżenia, następowało odsunięcie się jej. Już nie mówię, że wobec drugiego człowieka nie była już tak wyrozumiała. I człowiek zostawał sam w takim związku. Pominę już nawet pewne słowa. O ile można zrozumieć takie emocjonalne braki, ponieważ nie są jej winą. O tyle opowiadanie potem kolejnym partnerom (czy znajomym), jacy poprzedni byli źli w tym względzie, to już wyraz jakiegoś zupełnego zafałszowania i braku odrobiny krytycyzmu wobec siebie. Ponadto, najzwyczajniej, zniesławiania osób, które potem obdarzała negatywnymi uczuciami.
Skarżyła się często na brak wsparcia od innych. To także była zasłona dymna przed tym, iż ona wsparcia nie dawała. Gdy dawno temu traciłem pracę i nie mogłem znaleźć kolejnej, odsunęła się ode mnie zupełnie. Stosowała różne wymówki, aby się nawet zobaczyć choć na chwilę. Kiedy poprosiłem ją o pomoc w korekcie CV - nie uczyniła tego. Zwróciłem się do znajomych więc o spojrzenie "z zewnątrz".
Często mówiła, że "ktoś ją niszczył/zniszczył". Przypisywała wszystkie swoje porażki, niepowodzenia, wyłącznie innym osobom. Wiele razy słyszałem, jak "zniszczył" ją były partner. Czy ktoś ze znajomych zablokował jej jakąś ścieżkę zawodową, lub podkopuje czy kopiuje jej hobbystyczne pomysły, etc. Tak i ja usłyszałem, że ją niszczyłem.
Swoim odrzucaniem ludzi zamęczała najdrobniejszymi sprawami. Potrafiła mieć pretensje o to, w jakiej pozycji spałem. 
Natrafiłem na innego bloga, gdzie są znamienne słowa:
"Okłamał Cię, zdradził, zmanipulował, a Tobie nadal jest go szkoda? W związku z psychopatą - normalka. Przyjrzyjmy się kilku najczęściej stosowanym przez niego technikom wzbudzania poczucia winy." 
"Stany, do których doprowadza związek z psychopatą graniczą nie tylko z groźbą utraty zmysłów, ale i życia. Normalny człowiek poddawany długim i wyrafinowanym torturom emocjonalnym, zaczyna się zachowywać w sposób dla siebie samego nieakceptowalny. Tyle że TO NIE JEST TWOJA WINA. To normalna reakcja na nienormalną sytuację. Im szybciej uświadomisz sobie, że w związku, w którym pojawia się przemoc nie obowiązują zasady w rodzaju "wina zawsze leży po obu stronach", tym szybciej zaczniesz zdrowieć i wychodzić na prostą."
 To opis z bloga kobiety, gdzie opisała doświadczenia z mężczyzną. Ale płeć nie gra tu roli. Jak widać, pewne cechy są obecne niezależnie od płci. Tak, właśnie chodzi o wzbudzanie poczucia winy. To jest coś, co moja była partnerka uskuteczniała w swoich związkach. I nie byłem jedyny, który poczuł się winny. Właściwie bez powodu. Różni mężczyźni, o różnych doświadczeniach, konstrukcji. Jej techniki wzbudzania poczucia winy, płacz czy manipulacje, to właśnie takie psychopatyczne zabiegi, manipulacje. Oczywiście, każdy się z tego otrząsnął. Ona raczej nie czuła się winna nigdy czegokolwiek.
To kobieta, która nie wzbudzała zaufania. Nigdy nie wiadomo było, co dokładnie myśli/czuje. Jej cała przeszłość była tajemnicą, a niepewna była i przyszłość. Nie można było być pewnym, co zrobi jutro. Nigdy ona sama nie była odpowiedzialna za swoje działania i życie. Jakiekolwiek powiedzenie przez kogoś innego o swoich uczuciach, wynikających np. z jej zachowania przyjmowała nie jako wyrażenie tych uczuć, ale krytykę siebie. Oczywiście od razu odsuwała się. Lgnęła do każdego, kto wyłącznie ją chwalił. Takie zapotrzebowanie sprawiało, że niemożliwa stawała się rozmowa o sprawach, które czasem są trudne. Ale relacja przecież jest dynamiczna, pełna rozmaitych stanów, uczuć. Nie wiedziałem potem, czy nie zniknie, jak po prostu usłyszy od kogoś kilka miłych słów. Nie miało znaczenia, że partner wychwalał ją, doceniał. Znacznie ważniejsze było dla niej dużo mniej, ale osoby spoza związku, spoza relacji. Istniała we obawa, że dla powierzchownego komplementu rozbije związek. Ot tak. Taki brak przyszłości był męczący.
Potrafiła przez długi czas mieć pretensje o to, że mam kontakt ze swoimi braćmi. Torpedowała moje kontakty podczas pobytu w dawnym domu rodzinnym. Z jakiegoś powodu zamykała mnie nie tylko w klatce wobec znajomych, iż płaczem, obrażaniem się, odcinała mi kontakty. Ale czyniła to także wobec mojej rodziny. Sama była oczywiście dla mnie najbliższą rodziną, ale nie mogła znieść, że jest ktokolwiek inny, nawet jeśli to brat, matka. Przy tym, sobie rezerwowała wszystko, czyli "ja przecież muszę pobyć z rodziną, zrozum to", kontakty ze znajomymi, dalszymi czy bliższymi. Jakby tego mało było, często podkreślała, że nie jestem jej rodziną. Dla mnie więzi krwi nie były tak ważne, jak uczucia i traktowałem ją jako moją najbliższą rodzinę. Bardzo mnie takie słowa bolały, to oczywiste. Przecież gdybym adoptował dziecko, to byłoby moją rodziną. Sama mówiła czasem o tym, że nie miałaby problemu z adopcją, ale mnie nie traktowała jako rodziny i podkreśliła to kilkukrotnie. Z czasem takie zachowania się pogłębiały i były ciężkie do zniesienia. Człowiek znosi wiele rzeczy w nadziei, że będzie lepiej, że nie można kogoś zostawiać w chorobie, w potrzebie. Jednak, gdy osoba taka się odsuwa, izoluje zupełnie na miesiąc, dwa, odcina zupełnie, tym samym zabiera to co najcenniejsze w związku: wspólne przeżywanie czasu, możliwość kontaktu, chociaż prób rozmowy, bliskości, to właściwie powoduje, że związek przestaje być związkiem. Co w nim zostaje? Nie ma nic ze wspólnoty. Zostaje uczucie, ale przypomina to wówczas sytuację zakochania się w kimś bez wzajemności. Ot, kocha się kogoś, kogo nie ma przy nas, kto w chwilach trudnych (jak operacja) nie czuje, że trzeba być czy powiadomić o czymś tak ważnym. Nawet to nie związek na odległość, ponieważ w tym są wspólne cele i dążenie do wspólnego tworzenia swojej przyszłości, teraźniejszości i przyszłości. Jedynym wyjściem było to, abym odszedł. Ten jej psychiczny mechanizm wypychania mnie, był jedynym jej znanym chyba. Oczywiście, potem się mściła na mnie za to, że odchodziłem. Tak jakby karała mnie za to, że nie wytrzymałem "próby". Równie dobrze mogłaby podłączyć 230V do człowieka i mieć potem do niego żal, że nie wytrzymał porażenia prądem i zmarł. Miałaby żal do niego i pogardę, że ją zostawił i umarł. Tak to niestety wyglądało. Stawiała partnerom poprzeczki nierealne. Sama jednak była wobec siebie bardzo wyrozumiała i zawsze umiała siebie wytłumaczyć ("no tak, zrobiłam tak, ale to było tylko raz" - potem wyszło, że nie tylko raz tak postąpiła). Skrajności.Skrzywiona z Żołędowa.
Ktokolwiek zauważy takie "symptomy" u swojego partnera/partnerki niech zastanowi się nad dwoma rozwiązaniami: albo przekonaniem tej osoby do profesjonalnej pomocy, wytrwałą pracą (ale nie samemu), albo... niestety - jeśli ktoś nie wykazuje przez długi okres chęci do zmiany czy przyjęcia pomocy - dwóch dróg życia: rozejściem się lub życiem w stale niestabilnej sytuacji z nieznanym końcem. Jeśli kogoś kochasz - postaraj się pokazać, że fachowa pomoc może pomóc. Jeśli jednak to w długim czasie nie będzie możliwe, zastanów się, czy nie stracisz życia dla kogoś, kto i tak będzie tak samo żył bez Ciebie, jak i z Tobą, a może Ty za bardzo się tym przejmujesz i niepotrzebnie wiążesz szczęście z tą osobą. Miłość jest trudna, ale czasem lepiej pomyśleć, czy ktoś ją w ogóle doceni i za jakiś czas, po wyblaknięciu pamięci, znaleźć kogoś, kto przyjmie Twoje uczucie i będzie się z tego cieszył/cieszyła.

Komentarze

  1. Hmmm... A to czasem nie Ty byłeś chamski i agresywny, to nie Ty zdradzałeś ją w piwnicy z jakąś inną laską i nie Ty nie udzielałeś jej wsparcia jak była chora? Podobno nawet wytoczyła Ci sprawę za stalking, którą przegrałeś? Nie wiem jak było, ale relacja drugiej strony brzmi zupełnie inaczej... Prawda zawsze leży po środku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1/2 Bardzo miło, że zaglądają tu jej koleżanki. Otóż post jest jeszcze nie skończony, bo mam inne priorytety. Kiedyś wisiał tekst o tym właśnie, ale... przez litość dla niej kiedyś go zdjąłem... No, może go przywrócę. Na razie mam dużą czytalność i miło, że mi ją jeszcze zwiększyła. Choć właściwie sobie tym krzywdę robi, nie mi. Blog jest anonimowy, tylko ona o nim wiedziała. Jeśli postanowiła go rozpowszechnić i przypisać, to jej sprawa. Nawet ten post nie zawiera danych osobowych, choć przecież mam prawo pisać o swoim życiu i mógłbym podać więcej szczegółów.
      Otóż po kolei:
      1. To właśnie taka metoda. Oskarżać innych o coś, co samemu się robiło, czy wymyślać jakieś historie. Jak ta, gdy mówiła mi o zdradzie czyjejś, a okazało się, że zdradziła ona... To także takie kreowanie się przez nią na ofiarę wobec każdego słuchacza.
      2. Chamski i agresywny? Wówczas jeszcze nie wiedziałem, ale tak naprawdę byłem ofiarą psychicznej przemocy domowej. Brzmi śmiesznie, gdy pisze to mężczyzna, prawda? Ale dopiero potem się dowiedziałem, że takie ograniczanie kontaktów (gdziekolwiek wyszedłem, były podejrzenia o zdradę - może sama tak postępowała kiedyś?; nie mogłem utrzymywać kontaktów internetowych z dawnymi znajomymi płci żeńskiej ze studiów/pracy, bo urządzała o to awantury), takie kontrolowanie (bezustannie przeczesywała mi właśnie po to komputer) to jest właśnie przemoc domowa ścigana przez prawo. Wtedy tego nie wiedziałem. Ale kontrola, oraz nadmierna zazdrość (przemoc seksualna) to jest właśnie przemoc domowa. I nieważne, czy uskutecznia ją kobieta czy mężczyzna.
      3. Zdrada w piwnicy? To jest to co wyżej napisałem. Takie wyimaginowane, chore wręcz kalumnie. Przecież za takie jej opowiadanie mógłbym jej wytoczyć sprawę cywilną. Przyszła dziewczyna, która przejmowała po mnie mieszkanie. Celowo chciałem, aby to odbyło się wtedy, gdy będziemy oboje z K. w domu, bo znałem jej histerie na tym punkcie. Ona została w mieszkaniu (mogła iść z nami), a ja zszedłem tylko na chwilę pokazać przyszłej lokatorce piwnicę. No, seks musiałby trwać 20 sekund, aby zmieścić się z zejściem 4 piętra w dół, otwarciem piwnicy, 4 piętra w górę ;-) Po takim czasie takie rzeczy raczej wywołują uśmiech, ale niestety ona to tak na poważnie. I ktoś jeszcze w to wierzy :-)
      4. Wsparcie jak była chora. Cała ta bajka polegała na tym, że nie zanegowałem słów jej przyjaciela/znajomego, który stwierdził, że ona może mieć takie urojone bóle, choroby, które są autentycznym cierpieniem, ale nie autentyczną przyczyną. To znaczy, mają podłoże psychosomatyczne. To wypowiedział jej znajomy przy mnie, a ja potem słuchałem dwa lata o tym, dlaczego jej przed tym nie broniłem. Sama nie zareagowała w rozmowie, dodam. Poza tym byłem przy niej w szpitalu za każdym razem, etc. Tylko raz nie, gdy postanowiła się odciąć na miesiąc i nawet mnie nie poinformowała, że przeszła operację. Nie zadzwonić do partnera w takiej sytuacji? To chyba wystarczy za komentarz, jak mnie traktowała.
      5. Nie, nie wytoczyła sprawy za stalking. Sprawę to można cywilną wytoczyć. Zgłosiła na Policję właśnie stalking... czym rozbawiła mnie i chyba policjantów (chyba, bo oficjalnie nie mogli tego pokazać).

      Usuń
    2. 2/2 Zgłoszenie zostało oczywiście umorzone, więc nawet żadnej sprawy nie było. Nie mogłem więc nic przegrać. Jeśli ktoś przegrał, to ona, ponieważ prokurator zdecydował - na podstawie dowodów jakie dostarczyłem (dowodów, a nie słów), że o żadnym stalkingu mowy być nie mogło. A jej dziwne odczucia to nie podstawa prawna do wszczęcia czegokolwiek. Wzięło się to stąd, że przyjechałem po moją własność. I o to wezwała Policję. To jakbym ścigał kieszonkowca, który dopiero co wyciągnął mi portfel, a ten oskarżył mnie o stalking :-D Ona na tyle nie rozumiała sytuacji czy swojej winy, że kiedy w końcu wkurzony (po jej zgłoszeniu na Policję, bo tak to bym przecież nie angażował nikogo z zewnątrz w nasze prywatne sprawy) poprosiłem prawnika o wysłanie do niej pisma, to ona uznała, że pismo od prawnika o zwrot mojej własności... było również stalkingiem i tak podała w zgłoszeniu :-) Dołączyła to pismo jako dowód :-) Nie dziwne, że to umorzono, bo nie było co przyjmować :-) Dużo tam było kwiatków, nie będę teraz pisał. Ale i takie, jak choćby to, że ja rzekomo czytam jej sms-y... Nie mieszkaliśmy razem, nie widywaliśmy się osobiście od roku, a ona uważała, że jakimś cudem czytam jej sms-y :-) A, był jeszcze jeden taki zabawny "argument": napisała w zgłoszeniu, że źle się czuje, jak czyta mojego bloga... I to miał być argument za stalkingiem... Ręce opadają... Dałem prostą radę na komisariacie, gdy z tym się zapoznałem: niech nie czyta, nie wchodzi. Nie ma obowiązku. Ja jej linków nie wysyłałem.
      Tak w ogóle blog był zupełnie anonimowy. Miał być dla mnie taką odskocznią kiedyś. Założyłem go i zostawiłem, potem zapomniałem. Leżał "nieuprawiany". Jak się ona dowiedziała? Oczywiście przeszukując mój komputer ;-) Odświeżyłem go dopiero długo później i udzielała mi nawet jakichś komentarzy. Nie miałem nic przeciwko, jak byliśmy razem, że czyta. Po rozstaniu, jak i wcześniej, to był jej wybór czy czyta, czy nie.
      Także wracając do stalkingu, jej wyobrażenia co do czytania przez mnie na odległość jej telefonu czy inne takie, to naprawdę nie interesowały ani mnie, ani Policję, ani prokuraturę... W razie czego mam dowody :-) Pismo o umorzeniu wraz z uzasadnieniem :-) Także owo "podobno" to jest właśnie "podobno". Jak podobno na Placu Czerwonym rozdają rowery. Nie na Placu, ale na Moskiewskiej, nie rozdają, a kradną, nie rowery, a portfele ;-)
      Nie, nie zawsze prawda leży po środku. Tak jakby powiedzieć, że Polska zaatakowała Niemców w 1939, a prawda leży po środku, i ważne tylko, że ktoś kogoś zaatakował. Nikt nie jest idealny i nikt nie był i nikt nie będzie z ludzi. Ale kwestia taka, że ona postępowała w ten sam sposób z mężczyznami i w każdym wzbudzała poczucie winy. Wiem to, okazało się, że właśnie nie dotyczyło tylko mnie. Bo jeśli tak byłoby tylko wobec mnie - pewnie uznałbym swoją winę. Tak czułem się winny, z powodu jej manipulowania i tej przemocy psychicznej, ale właśnie do czasu, gdy nabyłem wiedzy, że postępowała tak z każdym. Takie same metody oskarżeń. I spadła kurtyna, stałem się wolny od poczucia winy za jej uczucia (nie fakty). Tu nie ma prawdy po środku, że zdradziłem ją w piwnicy czy że przegrałem sprawę o stalking. Nie ma takiego środka. To po prostu nieprawda.

      Usuń
    3. 3. Wszystko być może opowiada, aby właśnie zdjąć z siebie odpowiedzialność, wybielić siebie. I tak niestety czyniła wobec wcześniejszych ode mnie partnerów, gdy opowiadała mi o nich najgorsze rzeczy. Potem się okazało, że to normalni ludzie, żyją z kobietami. Dokładnie z jej strony były te same zachowania. Jeśli chodzi o zdrowie, o pieniądze, o zdrady, o kontrolowanie, etc. Dużo tego. A Tobie to naopowiadała i w to uwierzyłaś... Nie dziwię się. Wiesz, sam wierzyłem jej, jak z taką smutną minką opowiadała, jak to skrzywdzili ją wszyscy inni w przeszłości... Dałem się nabrać po prostu. Choć w sumie ona może w to naprawdę wierzyć. Biorę pod uwagę, że może być przekonana, że to prawda. Inaczej nie zaniosłaby pisma od prawnika jako dowód na stalking. Widocznie wierzyła, że to jest właśnie stalking. Może nie umiała odróżnić, że jak się ludzie rozstają i ktoś ma czyjąś własność, to wypada oddać. Ale jej wiara w te rzeczy nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Prawda jest prawdopodobnie taka, iż krzywda spotkała ją w dzieciństwie (to jest pewne) i ona ten ból niosła dalej, niestety chyba mstę przenosząc na swoich partnerów. Różne rzeczy widziałem w jej rodzinie. Wystarczy powiedzieć, że przez 3,5 roku nie przedstawiła mi swojego dziadka, który mieszkał 5 metrów od niej. Nie wiem dokładnie co było pomiędzy jej matką a jej ojcem, ale ojciec nie kontaktował się z córką. Swoją drogą, może to nie była prawda, że on się nie kontaktował? Może ona go odepchnęła i dał za wygraną? O tym już nie mam pojęcia. Nie wiem. A potem to wszystko chyba przenosiła na innych mężczyzn, którzy nic z jej krzywdą nie mieli wspólnego...
      Jeszcze? Dużo tego jeszcze. Na razie mam inne sprawy na głowie.

      Usuń
    4. No nie wiem. Z jednej strony logicznie piszesz, z drugiej, tak często można było usłyszeć, jaki z Ciebie kobieciarz, cham zdradzający chorą cierpiącą dziewczynę, i jeszcze to nękanie jak już się rozstaliście ze względu na to, że nie potrafiłeś znieść porzucenia, że wszystko jest zagmatwane. Nie jestem koleżanką, jestem byłą koleżanką. Nie moja sprawa, to po prostu to ciekawe jak różne mogą być relacje dwóch osób na te same wydarzenia...Po przeczytaniu tego co napisałeś mam wrażenie, że albo Ty się tak świetnie kamuflujesz i rzeczywiście jesteś jakimś erotomanem-mitomanem, albo to druga strona ustawicznie zaklinała rzeczywistość. Jeśli tak to współczuję jej obecnemu facetowi i ewentualnym następnym.

      Usuń
    5. 1. Wiesz, gdybym to tylko ja ją tak odbierał, to jeszcze pół biedy. Problem w tym, że każdy jej były mówi to samo. A przecież była z różnymi ludźmi, o różnych charakterach, doświadczeniach. Każdy powtarzał to samo: na początku pięknie, a potem psychopatyczne jazdy. Oceniają ją jako psychicznie chorą. Jak streściłem fakty psycholog, to się mnie też zapytała, czy nie miałem wrażenia, że jest psychicznie chora. Być może jest. Wyobraź sobie taką sytuację:
      a) nagle uderza w twarz swojego faceta. Za co? Za to, że kiedyś w jakimś autobusie o coś się zapytał jakiejś dziewczyny. - Nie, to nie o mnie chodzi. Ja bym nie pozwolił się uderzyć. To jak można żyć z taką osobą, w której głowie roiło się jakieś wyobrażenie miesiąc (na przykład) i potem wybucha.
      b) Moja sytuacja: wieczór. Przychodzi mi sms od kumpla. Ta ze szlochem i płaczem, że to pewnie jakaś moja kochanka. Pokazuję jej telefon, bo co mogę innego zrobić? Odwraca głowę i nie chce patrzeć. Czyli nie chodziło o coś, o prawdę, tylko, aby zrobić awanturę i psychicznie gnębić drugą osobę...
      Takich sytuacji było wiele. Permanentnie śledziła facebooki moich byłych partnerek. nawet tych sprzed kilku lat. Gdzie mnie to zupełnie nie obchodziło. Ale nakręcała się, że to może moje kochanki będą?... Nawet nie wiem, gdzie mieszkały, co robiły... I tak ciągle. Okropne obciążenie psychiczne.

      Usuń
    6. 3. W niej była oczywiście ogromna potrzeba uczucia, miłości, troski i tak zwracała uwagę. Ale jednocześnie taka nieufność, taka złość na mężczyzn, że odrzucała wszystko, gnębiła, wykańczała psychicznie.
      Ja nie potrafiłem znieść porzucenia? Wypchnęła mnie ze związku (i nie tylko mnie), więc odszedłem. Próbowałem jakoś ustawić relacje przyjacielskie, ale zwyzywała mnie, jak się dowiedziała, że spotykam się z inną kobietą. Sama nie chciała ze mną być, byliśmy po rozstaniu, a nazywała nieznaną jej kobietę "dziwką". O wielu kobietach tak mówiła. Czy to współpracownice w pracy, znajoma ze studiów, etc. Wszystkie to były dziwki, tylko ona sama się wybielała i potem próbowała wybielić i wypierać z tego, do czego sama się przyznała mi (wskakiwanie na pierwszym spotkaniu komuś do łóżka). Nikt jej nie nękał. Sama się przyznała, że po rozstaniu cały czas zaglądała na mojego bloga. Po co? Zapytaj się jej.
      To, że jesteś byłą koleżanką, też nie dziwi. Nie wiem o co poszło, ale ja bym strzelił, że po prostu wyraziłaś swoją opinię, która jej się nie spodobała? O to poszło czy o coś innego? Dlaczego już nie jesteście koleżankami? Ja nie mam żadnego kolegi, który przestał być moim kolegą. Mógł się kontakt urwać, ale z każdym mogę rozmawiać. Mogę się mylić co do powodów Waszego zerwania znajomości, a pewnie Ty nie napiszesz, bo jeszcze K. tu zajrzy i będzie Cię śledzić ;-) Ale z koleżankami/kolegami jej przeważnie przechodziło, więc całkiem możliwe, że się kiedyś do Ciebie odezwie ;-)

      Usuń
    7. 4. Aha, wiesz co robiła, będąc ze mną w związku? Cały czas śledziła oczywiście facebook swojego byłego. Normalne? Nie sądzę. Jak ja się mogłem z tym czuć? No właśnie... Pewnie dalej śledzi, może to jakaś jej niespełniona myśl ;-) Dodam, że facet miał żonę już wtedy, dziecko w drodze... To nawet nie było moralne. Przy tym wyrażała się bardzo wulgarnie o żonie byłego. Może to taka niespełniona miłość, a tylko zawracała głowę pozostałym. Tylko, że wobec tamtego tak samo negatywnie postępowała. I to jakby problem.
      Nie mam się z niczym kamuflować. Jestem osobą, która ma wady, popełnia błędy. Wiele razy ją przeprosiłem za coś, bo zawsze można czymś kogoś urazić. Tylko ona zawsze widziała wady w innych. Nigdy w sobie. Przez 4 lata przeprosiła mnie tylko raz. Raz. Jak po raz kolejny oskarżyła mnie, że byłem gdzieś u jakiejś (a ja byłem w pracy, co było łatwo sprawdzić). Napisałem: taka sama opinia, takie same odczucia miało wobec niej więcej mężczyzn. Żyję normalnie, pracuję, kobieta nie zarzuca mi zdrad, mogę normalnie z każdym rozmawiać.

      Usuń
    8. Nie, nie znamy się, mignęliśmy sobie po prostu kilka razy przelotem. Dlaczego nie jesteśmy już koleżankami? Powiem tak, naopowiadała o mnie różnych dziwnych rzeczy wspólnym znajomym, nasze drogi się rozeszły, ona nawet nie wie dlaczego już nie mamy kontaktu, po prostu ja przestałam się w pewnym momencie odzywać, bo i po co? Ja wiem, że to była nieprawda, wiem co kiedy, z kim i gdzie robiłam, a czego akurat nie. Źródło oczywiście było pewne, opowiedziało mi o tym z zażenowaniem. Zgadzam się, że chwilami można było pomyśleć, że K. jest trochę... toksyczna. Ale ja to brałam na taki specyficzny sposób bycia. To bycie po imieniu z Mamą, te jej euforyczne krzyki, dużo emfazy... W każdym razie Ty u jej znajomych masz przechlapane. jesteś degenratem, podlcem i kanalią, a niemal wszystko co napisałeś (sprawdzanie telefonu, nękanie, przemoc psychiczna, zabranianie kontaktów z "kręcącymi się koło niej" osobami płci męskiej) wcześniej zostało powiedziane, ale o Tobie.

      Usuń
  2. Uuuuu coś tu nie męsko się zrobiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wykształcenia zapytam o jedno: co jest, a co nie jest męskie? Otóż emocje, słowa, uczucia, myśli to są tak samo sprawy męskie, jak i damskie.
      A jeśli czytasz, to proszę bardzo. Korzystaj z doświadczenia innych. Po to właśnie to piszę. Nie dla siebie, bo ja sam wiem na co patrzeć. Choć do głowy mi wcześniej nie przychodziło sprawdzać czyjąś historię rodziny. Nigdy wcześniej nie miałem takiej partnerki.
      Czy ona mnie zostawiła? I tak, i nie. Postępowała tak z każdym mężczyzną: czyniła wszystko, aby wypchnąć ze związku, aż każdy w końcu mówił "o.k., jesteś wolna". Potem okazywało się, że ona niekoniecznie tego chciała, ale do tego dążyła. Mnie też wypchnęła. To co miałem zrobić? Zakończyłem związek. I podkreślała, że to ja zrobiłem, że ja ją opuściłem. Usiłowałem jej tłumaczyć, że właściwie zrobiłem to, czego tak oczekiwała. Odcinała się ode mnie na koniec, odmawiała wspólnych wyjść, wszystkiego. Tylko sama nie chciała do końca nacisnąć tej klamki.

      Usuń
  3. Przeczytałem wszystko. Powieść się rozkręca ;-) A co tam wtrącę się w dyskusję. Tak właściwie to dlaczego się rozstaliście? Obstawiam, że to ona Cię zostawiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do SSSławek
      Po pierwsze - to prawda, jestem kobietą, ale czy z tego powodu nie mogę wypowiedzieć swojej opinii? W takim razie jesteś typowym seksistowskim draniem, o którym pisałam wcześniej. Mamy - podobno - wolny kraj i nikt nie zabroni mi wyrażania swojej opinii tam gdzie chcę.
      Po drugie - nie czytasz ze zrozumieniem. Jakbyś posiadł tę umiejętność wiedziałbyś dlaczego się rozstali. Tzn. znał wersję autora. Jego ówczesna partnerka stopniowo wypychała go z tego związku, a więc w końcu odpuścił.
      Po trzecie - widać, że facet chce się rozliczyć ze swoją przeszłością, bez nazwisk, nazw miejscowości i innych konkretów, ja widzę w tym również potencjalnie przydatne źródło inspiracji dla innych ludzi poszukujących idealnego związku. Warto patrzeć dalej i starać się widzieć więcej, czego autorowi, jak sam przyznaje, początkowo bardzo brakowało. W związku z tym Twoje określenie "powieść" odbieram jako lekceważenie problemu i niestosowne.

      Usuń
  4. No widzę, że Wy tu ładnie nowych gości witacie. Wszyscy nastawieni na atak. Odnosząc się do komentującej koleżanki opowiadam TAK. Jestem typowym seksistowskim draniem! I jestem z tego dumny. Zwracając się już do autora powiem wprost. Zaglądam na Twojego bloga od czasu do czasu, od bardzo dawna, ale nigdy żadnego wpisu nie komentowałem. Posty są po prostu, normalne, czasem życiowe i zawierają zdjęcia kotków ;-) No i jak tu nie odwiedzać? Tak więc teraz pozwolę sobie odpłacić Ci za Twój poświęcony czytelnikom czas. Choć nie wiem czy Ci się to spodoba. Jak facet facetowi powiem szczerze co myślę. I zaznaczam bardzo poważnie, wszystko co napiszę opieram nie koniecznie na swoich przykrych doświadczeniach. Powiedzmy, że jestem dobrym obserwatorem i uważnie słucham ludzi. Proszę nie odbieraj tego jako atak w Twoją stronę. Po prostu podzielę się z Tobą moimi własnymi odczuciami na temat tego co robisz w tej chwili. Niestety nie zawsze daje się to zrobić w miłych i kolorowych słowach. Ale tak przynajmniej z mojej strony będzie szczerze. Mam nadzieję, że pomimo całej goryczy to docenisz. Potrzebuję na to chwili wolnego czasu. Tak więc wpis pojawi się niebawem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i za "niemiłe" podziękuję. Jeśli szczere, to dlaczego nie. Możesz jeszcze reklamy kliknąć ;-) A wracając na poważnie, to stały czytelnik - cenny czytelnik. Przecież nie muszę osobiście brać do siebie Twoich słów. Każdy z nas różne opinie słyszy na swój temat (jak widać, różne opinie są ;-) o mnie) Z chęcią przeczytam. Przecież wiadomo, że czytać kogoś, to nie poznać kogoś, nie znamy się osobiście. Ale zobaczę, jak czytelnik z zewnątrz widzi. Pisz.
      A blog, taki zwykły raczej, nic tu szczególnego. Coś mnie zaciekawi, coś zobaczę, to piszę. Przecież nikt nie musi się ze mną zgadzać. Mam różne opinie i na pewno także z czasem się zmieniają.

      Usuń
  5. Aby być konsekwentnym, nie odpiszę już ani jednego słowa w związku z powyższym tematem. Jak się spotkamy, a teraz to już o to zadbam. To pamiętaj aby pierwszymi słowami które do mnie powiesz było "zjeżdżaj frajerze" ;-) Obawiam się, że zabrało Ci trochę wyobraźni w związku z tym zagadnieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uu. Dorobiłem się stalkera. Nie dość, że mnie śledził, swoją wybrankę, to dalej będzie uskuteczniał te zabiegi. Pasujecie do siebie. Obydwoje lubicie zajmować się śledzeniem innych ludzi. Ja się nie obawiam. Ja wiem. Ale co wiem, to tego nie przypuszczasz.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.