Przejdź do głównej zawartości

Przedsmak

Wkrótce będzie szeroko, dużo więcej.

**

Rzeczy nieświadome działają bardzo silnie właśnie dlatego, że są nieświadome.

Najbardziej naturalną ludzką przywarą jest zapominanie, żeby powiedzieć innym ludziom, co robimy, myślimy, czujemy.

Wszyscy ludzie mają coś wspólnego ze sobą: nie chcą się zmienić. Dużo wygodniej jest zamiast tego próbować zmienić innych ludzi, kierując się zasadą, że to oni nie umieją dotrzymać kroku.

Nie można stłumić jednej emocji, nie tłumiąc wszystkich.

Niezdrowi ludzie rzutują swoje niedociągnięcia na innych ludzi i za wszystko co nie wyjdzie, obwiniają każdego oprócz, oczywiście, siebie.

Niezdrowy sposób radzenia sobie z bolesną prawdą to obrona siebie i gwałtowna reakcja. Nie można oczekiwać, że się do tego przyznają...  Gdyby chcieć zmusić wszystkich, żeby zachowywali się tak, jakby się z tobą zgadzali, musiałbyś być Hitlerem. Oczekując, że zgodzą się ze mną, sam pokazuję, że jestem na niskim poziomie zdrowia.

W jakiej mierze liczysz się ze swoją psychiką i akceptujesz ją, włącznie ze wszystkimi swoimi słabościami i niedociągnięciami, w takiej samej umiesz akceptować i kochać innych ludzi. I odwrotnie: w jakiej mierze kochasz innych, w takiej umiesz kochać siebie.
Ludzie zdrowi są wspaniałomyślni wobec innych, ponieważ akceptują różne aspekty swojej osobowości. Kiedy zaakceptujesz swoje "złe" części, to zaakceptujesz je u innych ludzi i będziesz mieć prawdziwą szansę na pokochanie ich.
Jeśli ktoś jest ze środka skali i nie zaakceptował wszystkich swoich wad, to prawdopodobnie będzie im zaprzeczał i rzutował je na ludzi, których powinieneś kochać, co zrodzi w tobie poczucie tego, że różnisz się od nich. To zaś uniemożliwia obdarzanie ich prawdziwą miłością. Może potrafisz do nich czuć - tolerancję albo litość - ale naprawdę nie będzie to miłość.

Nie ma żadnego sensu osądzanie i potępianie tych członków społeczeństwa, którzy wykorzystują religię do osądzać i potępiać innych. W istocie, jeśli tak robisz, to przecież dołączasz do nich i tak samo opacznie rozumiesz religię. Krytykowanie ich, atakowanie,, a nawet wyśmiewanie chwilowo polepsza nasze samopoczucie, ale jeszcze bardziej zamyka ich w tych paranoicznych czarno-białych postawach. Oni mogą się przecież zmienić, a my możemy pomóc im - i sobie - zmienić się dzięki głębszej wiedzy. To zaś oznacza, że musimy zrozumieć siebie samych i zobaczyć, iż pod niektórymi względami jesteśmy tacy sami jak oni.

Jeśli chcemy poprawić swoje zdrowie, musimy jedynie stać się bardziej świadomi siebie.
Po prostu usiąść w ciszy i spokoju. Pomaga nam bardziej być w sobie, poczuć całość siebie. Większość naszych problemów wynika z zaprzeczania, że tego, że nie umiemy śmiało spojrzeć w oczy prawdzie o nas samych. Unikanie prawdy jest bardzo aktywnym procesem. Na przykład staramy się być nieustannie zajęci i wypełniamy umysł innymi sprawami po to, żeby trzymać w oddali wszystkie bolesne emocje i wspomnienia. Kiedy usiądziemy spokojnie, odprężymy się, pozwolimy opaść emocjom, to wtedy nie potrafimy już dłużej unikać tej prawdy. Ponieważ jesteśmy odprężeni i spokojni, możemy bez podniecenia i zdenerwowania zmierzyć się z tym, czego wcześniej unikaliśmy. Stajemy się więc bardziej zintegrowani, pełniejsi. Pozwolić, żeby to, czego się dowiemy, nas uleczyło.

Depresja to odmowa zmiany, tkwienie w poprzednich oczekiwaniach. Zamrożenie bolesnych uczuć oznacza, że się nimi nie zajmujemy. Ale one są pod powierzchnią i mogą wyrazić się w jakiejś chorobie emocjonalnej albo fizycznej.
Zablokowany smutek i żal prowadzą do depresji. Jeśli zmierzymy się z bólem to przyjdzie ostatni etap: akceptacji. Wtedy dopiero jest przestrzeń, do której mogą powrócić pozytywne uczucia, takie jak miłość, wdzięczność, radość życia.

To normalne, że problemy się zmniejszają, chyba, że zaczynamy udawać, iż ich nie ma.
Jeśli zaakceptujesz, że jakieś przeżycia są ci potrzebne (ponieważ na przykład nie otrzymałeś ich w dzieciństwie), to będziesz ich poszukiwać i nadrobisz to, czego ci brakowało. Jeśli akceptujemy swoje ograniczenia, jeśli jesteśmy otwarci na wszystkie doświadczenia - życie zmienia nas i kieruje ku większemu zdrowiu.

Jeśli umiemy utrzymać kontakt z rzeczywistością, prawda nas uleczy.
Jeśli nie jesteś zdrowy, to znaczy, że straciłeś kontakt z rzeczywistością, ponieważ utknąłeś w jakichś sztywnym postawach i modelach zachowania. Nie dochodzą wtedy informacje ze świata, nie dociera do ciebie prawda.

Zatrzymuje nas zaprzeczenie. Schowamy emocję za kurtyną i będziemy czuć się nieswojo, gdy ktoś będzie o niej przy nas mówił. To ma silny wpływ na nasze zachowanie. Będziemy sobie dobierać przyjaciół, małżonków, pozwalających trzymać nam w oddali tę bolesną emocję, czyli ludzi, którzy nie będą nam stawiali wyzwań z nią związanych. Dzieje się tak zawsze dlatego, że oni sami też zaprzeczyli podobnym emocjom.
Jeśli zaprzeczona emocja w ogóle się ujawni, zostanie nazwana inaczej. Słabość zostanie zamieniona w cnotę.

Wszyscy członkowie rodziny uniemożliwiają sobie nawzajem wyrażanie zakazanych emocji, będąc całkowicie nieświadomi, że to robią. Dzieje się to często pozawerbalnie. Nie tylko unikają wspólnej sobie emocji, nie chcą też zobaczyć, w jaki sposób jej unikają.
Zaprzeczenie ma nas zatrzymać w jakimś typie zachowania, które nie jest już dla nas odpowiednie.

Jeszcze jedna blokada odbywa się poprzez tzw. "psi herbatnik". Tkwimy w nieodpowiednim, dziecięcym zachowaniu, ponieważ w przeszłości takie zachowania było nagradzane. Nawet teraz przynosi nam jakieś korzyści, więc obstajemy przy nim. Nawet, gdyby nie przynosiło korzyści, nie zmusiłoby nas do zmiany. Gdybyśmy jednak przestali być nagradzani za tę konkretną reakcję, po jakimś czasie reakcja by po prostu zniknęła.
Jeśli ludzie pozwolą wywierać na siebie presję i będą reagować tak, jak my tego chcemy, nasza manipulacja będzie wynagradzana, a przez to utkniemy w dawnym zachowaniu.

Nagradzając dziecko emocjonalnym herbatnikiem kiedy tylko odczuje smutek, rodzice w konsekwencji przyuczają dziecko do tego, żeby nieustannie wykorzystywało ten typ negatywnej emocji. Dziecko nie przestaje więc wierzyć, że musi być nieszczęśliwe, żeby dostać to, czego chce. W końcu takie postępowanie staje się nawykiem, rysą na charakterze dziecka. Staje się nawykowo przygnębione. Dorastając, będzie nieustannie reagowało depresją. A wielu ludzi potem (rodzina, przyjaciele, lekarze, koledzy), żeby podtrzymać ten nawyk, będzie mu dawało dostatecznie dużo emocjonalnych herbatników: współczucia, uwagi, poczucia winy, że nie dość mu pomagają.
Ten nieszczęśliwy, przygnębiony człowiek - na głębszym poziomie - czuje, że rezygnacja z takich dziecięcych emocji - na przykład litowanie się nad sobą, że był źle traktowany, albo złość na rodziców, że nie kochali go wystarczająco - byłaby rezygnacją z roszczeń wobec rodziców za to, czego mu nie dali, a przynajmniej za to, o czym ten przygnębiony człowiek myśli, że mu nie dali.

Pozostaje więc nieszczęśliwy po to, żeby rodzice albo inni ludzie byli za niego odpowiedzialni.
Dopóki dziecko albo dziecinny człowiek będzie czuć się nieszczęśliwy i zachowywać się nieodpowiednio do wieku, żeby zmusić innych do opieki nad sobą, dopóty faktycznie nie będzie odnosił żadnych korzyści wynikających z wolności i niezależności. A poza tym cały czas będzie czuł się do niczego!

Są dwa powody dla których możemy tkwić w dziecinnych emocjach: zaprzeczenie, kiedy nasza rodzina uczy nas chowania pewnych zabronionych emocji za kurtyną. Drugim jest proces "psiego herbatnika", kiedy przestarzałe zachowanie utrzymuje się, ponieważ nadal jest wynagradzane.
Jeśli rodzina zaprzecza czemuś, to każdy jej członek, który wyraża prawdę, będzie ukarany, a ci, którzy unikają prawdy, będą nagrodzeni. Kiedy już ustali się ten model, nie ma przed nim ucieczki (bez pomocy z zewnątrz), bo nawet dostrzeżenie tego, że ludzie zaprzeczają rzeczywistości, będzie zaprzeczone i ukarane.

Dąsy są czasem ulubioną metodą kontrolowania innych. Ludzie wykorzystują je przeciwko sobie.

Dopóki żyjemy w rodzinie, zakazane uczucia będą spychane za kurtynę. Podobnie będzie, jeśli dobierzemy sobie przyjaciół, którzy naśladują nasz wzorzec rodzinny.

Wyciąganie zakazanych emocji rodzinnych jest krępujące lub bolesne. W dodatku nasza rodzina mogła nas nauczyć, że to co wypływa na powierzchnię, jest "złe" i "destrukcyjne". Kiedy więc pojawi się w świadomości, na nowo przeżywamy dezaprobatę rodziny, nawet jeśli ona jest daleko od nas. Poza tym, kiedy sprawy zaczynają się wydobywać, przeżywamy ból, uświadamiając sobie, że byliśmy rozgniewani, wściekli lub zawistni, że litowaliśmy się nad sobą lub przeżywaliśmy podobne emocje, podczas gdy wcześniej zawsze wierzyliśmy, że jesteśmy fantastyczni, bo dziwnym trafem zawsze byliśmy wolni od nieprzyjemnych uczuć. Gdy to wszystko sobie uświadomimy, poczujemy się głupio, bo może uświadomimy sobie, że jesteśmy mniej dojrzali niż sądziliśmy. Naturalnie, im jesteśmy starsi, tym bardziej będzie nam głupio. Potem zaś odkryjemy, że nie możemy natychmiast zmienić tych głęboko zakorzenionych w nas nawyków. Stwierdzimy, że wymaga to długiej walki, a przez to staje się jeszcze bardziej bolesne.

Kiedy rozpoczynamy proces prowadzący do lepszego zdrowia - przez jakiś czas możemy poczuć się gorzej.

Im niżej będziemy schodzić w dół skali, tym silniej rodzina będzie sprzeciwiała się próbom każdego jej członka, żeby wyzwolić się z rodzinnego tabu. Jeśli zaczniesz o tym rozmawiać, sygnały pozawerbalne od reszty rodziny będą coraz silniejsze. Odczujesz silną dezaprobatę. Jeśli wbrew temu umiesz nadal się zmieniać i stawać otwarty i uczciwy, to reszcie rodziny pozostaje wybór: albo będą musieli popatrzeć na siebie w wyraźniejszym świetle, albo muszą zdystansować się od ciebie, żeby uniknąć twojego wpływu i w końcu zmiany takiej jak twoja.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.