Przejdź do głównej zawartości

Żeńcie się


Trochę dodałem do poprzedniej notki.

Jak ci kobieta pasuje - żeń się. Jak ci mężczyzna pasuje - zostań przy nim i to nie grzech powiedzieć wprost facetowi "czy ty się zamierzasz ze mną ożenić?" jeśli związek trwa już ponad rok, dwa lata. Dziwne czasy są bowiem. Ludzie czekają, zwlekają. Są po słowie dopiero po kilku latach, następnie dopiero kilka kolejnych lat do ślubu. Na kobiety wywierana jest lekka społeczna presja, że mogą być "wolne, niezależne" i nie myślą o ślubie. Część przynajmniej. I te ze słabszymi fundamentami z rodzin poddają się temu. Małżeństwo nie przeszkadza w byciu wolnym i niezależnym. Chyba, że ktoś chce zmieniać partnera co 2-3 lata i to z góry zakłada. Ale to ułuda i - jeśli nie mówi tego partnerowi - oszustwo. Trwałość gwarantuje rozwój. Tak samo jak bycie w jakimś fachu zapewnia rozwój wraz z latami praktyki. To oczywistość. Mężczyźni też w tym całym zgiełku, zwlekają, chcąc być może dać i czas kobiecie. Niepotrzebnie. Pasuje? Żeń się. Sam kiedyś uznawałem to za niekonieczny składnik życia osobistego. Dzisiaj mam zupełnie inne podejście. Nie jesteśmy idealni i jak zaakceptujemy własną "nie-idealność" oraz będziemy w stanie spokojnie o tym mówić, śmiać się z tego, to zawsze będziemy akceptować innych. A wówczas, warto wziąć pod bok kobietę i po prostu się z nią ożenić. Dalsze sprawy rozwiązywać jako małżeństwo. Nie widzę nic sprzecznego w tym, aby po roku być w narzeczeństwie, a po dwóch latach być w związku małżeńskim.
Instytucję małżeństwa wymyślono również po to, ponieważ człowiek poddaje się i pokusom także, albo coś mu strzeli do głowy. Takie ślubowanie, formalność, prawne zobowiązania, świadczenie przy tak wielu ludziach, oznaki materialne (nie tylko obrączka),to dodatkowy gwarant, zabezpieczenie trwałości związku. Przecież w każdym związku są kryzysy, chwile słabsze. Takie związanie prawem, obrączkami, świadkami, dokumentami, statusem społecznym - może zatrzymać niepotrzebne chwile rezygnacji.
Przy okazji małżeństw, jest też taka prawidłowość: kobieta nie zwiąże się z mężczyzną mieszkającym z mamą, ale z mieszkającym z żoną - tak. Oczywiście są ku tego przyczyny, jakie opisał Robi Skynner w książce "Żyć w rodzinie i przetrwać" (skrót tego znajdziesz na moim blogu), ale także to, że niektóre kobiety idą nieco na skróty i od razu szukają wypróbowanego modelu. Skoro jakaś go wzięła, to na pewno dobry. Nie zauważają przy tym, że skoro raz zdradzi żonę, to i zdradzić może drugi raz. Może mają tak nierealne wyobrażenie, że są najlepsze, najcudowniejsze i na pewno lepsze od jego żony, więc ich nie zdradzi. Kwestie moralne takiego czynu z obu stron: zdradzającego męża i szukanie swojego szczęścia za pomocą nieszczęścia innej kobiety, to osobna kwestia. Choć obstaję jednak ostatecznie przy argumentach Skynnera: postępują tak kobiety (mężczyźni także wobec zamężnych kobiet), którzy uciekają przed odpowiedzialnością i de facto z przyczyn z dzieciństwa obawiają się trwałego i mocnego związku. Angażują się więc w coś tak niepewnego jak romans z żonatym/mężatką. Może być także tak, iż wierzą w słodkie słowa, zapewniające o tym, jak niedobrze jej/jemu jest ze swoim współmałżonkiem. Nie biorą świadomie pod uwagę (podświadomie wierzą), że w każdym związku bywają chwile lepsze i gorsze, a ktoś po prostu chce się wygadać. Po takim "wygadaniu się" i po narzekaniu, wrócą do swoich małżeństw, bo poczują się lepiej. Dają się więc wchodzący w romans, wykorzystać jako tacy spowiednicy. A ktoś ich wykorzystuje. Do tego uczucia seksualne, wykorzystanie seksualne. Zapominają także, że wszelkie słodkie słowa zapewniające o miłości i oddaniu, ci ze związków na pewno mówili swoim współmałżonkom. Także takie obietnice rozwiodę się z nim/nią, to najczęściej nieprawda.
Dobrze więc skoncentrować się na swojej przyszłości i budować swoje małżeństwo. Swoje. Z wszystkimi chwilami pięknymi i tymi słabszymi, które są także potrzebne, aby namalować pełną paletą barw życia, wypróbować we wszystkich sytuacjach, na dobre i na złe.
Żeńcie się!







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.