Przejdź do głównej zawartości

Żyć w tym świecie i przetrwać - część 4/6

Naprawdę kompletną historią wojny stuletniej byłaby wojna stuletnia. (Michael Frayn)
Ludzie plasujący się na najniższych poziomach zdrowia psychicznego będą przedkładali swoją mapę nad świat rzeczywisty. Nie będą zainteresowani zweryfikowaniem swojego systemu przekonań i będą odrzucali wszystkie fragmenty rzeczywistości, które przez przypadek znajdą się na mapie. Tacy ludzie są pozbawienie kontaktu z rzeczywistością. Wycofali się w fantazję.
Ludzie na najwyższym poziomie. Cały czas weryfikują swoje mapy i przystosowują je do rzeczywistości.
Średnia skala - między rzeczywistością a fantazją. Umieją być praktyczni i skuteczni. Pod tym wszystkim jednak kryje się głęboko egocentryczna próba dominowania i zniewolenia innych ludzi po to, żeby dopasować świat do swoich życzeń i pragnień.
Zdrowi ludzie widzą swoje ego jako część społeczności i swoje ego ma ograniczone miejsce pośród wszystkich innych ego.
Egotyzm przeszkadza w postrzeganiu rzeczywistości.
Im ważniejsza jest rzeczywistość, tym dokładniejsze są nasze mapy psychiczne i tym jesteśmy zdrowsi.
Doświadczenie przynosi większą integrację.
"Powiedz mi, to zapomnę. Pokaż mi, to może zapamiętam. Zainteresuj mnie, to zrozumiem".
Psychiatrzy nie mówią ci, co masz robić. Mogą zadawać pytania, żebyś w ten sposób dowiedział się więcej o swoich uczuciach albo o konsekwencjach jakiegoś biegu zdarzeń, ale sami nie wyrażają swojej opinii. Zawsze pozwalają ci wybrać. Decyzje wtedy będą pochodziły od pacjenta, nie od terapeuty. Jeśli wpadnie im do głowy olśniewająca myśl, nie mówią ci tego, czekają aż sam zobaczysz. Poza tym jeśli jakieś informacje zostaną za wcześnie podane zanim pacjent jest gotowy je przyjąć, to może tylko pobudzić jego mechanizmy obronne, więc jeszcze trudniej będzie mu samemu dostrzec prawdę.
Im bardziej informacja ma trafić do intelektu, tym mniej uczuć musi być zaangażowane w jej przekazanie.
Ludzie interpretują każdy mit (czyli wszystko to, co pomaga ludziom żyć bardziej harmonijnie, np. 10przykazań, opowieść, wierszyk, cokolwiek co umożliwia ludziom współpracę w społeczeństwie) w zależności od poziomu swojego zdrowia psychicznego.
Czyli mniej zdrowa osoba przyjmie zdrową ideę i zamieni ją w coś mniej zdrowego.
A zdrowy człowiek w np. społeczeństwie stalinowskim będzie się zachowywał lepiej niż przewiduje to norma.
Idea nie jest odpowiedzialna za ludzi, którzy ją wyznają.
Każdy pogląd - np. w dyskusji o demokracji - odzwierciedla inny poziom zdrowia.
Dla ludzi niezdrowych lojalność to przebrana i przechrzczona paranoja. Każda osoba bowiem postawy i uczucia wynosi z rodzinnego domu. Taka osoba będzie czułą, że kto nie wyznaje identycznych poglądów jak ona, to jest nielojalny i sieje niezgodę.
Ludzie zdrowi dają swobodę członkom grupy, by byli oddzielni i różni. Będą też pozytywnie nastawieni i ufni dla osób spoza grupy. Ludzie zdrowi będą poświęcać więcej czasu osobom z "własnej" grupy, ale nie będą nielojalni wobec obcych. Nie będzie specjalnej różnicy w lojalności wobec osób z rodziny i wobec wszystkich innych ludzi. Będą też bardziej tolerancyjni na krytykę wewnątrz grupy i pozytywnie nastawieni do pomysłów dotyczących zmiany zasad jej funkcjonowania.
Istnieje też szczególna forma lojalności, zwana patriotyzmem.
Niezdrowy patriotyzm wymaga wrogości nawet wobec rodaków, którzy nie wyznają tych samych poglądów.
Paranoicy zaprzeczają tym częściom siebie, których nie akceptują i rzutują je na innych.
Zdrowi, lojalni ludzie będą czynić dobro. Niezdrowi - będą jedynie "czuć się" dobrze.
Osoba, której emocje są spolaryzowane i stronnicze, może robić wrażenie kogoś, kto bardzo wszystko przeżywa. Ale emocja jest czymś surowym i gwałtownym, a osoba wywołująca ją może być niezdolna do czegokolwiek subtelnego i zróżnicowanego.
Uczciwość. Zdrowi ludzie będą postępować uczciwie, ponieważ wynika to z ich doświadczenia, jest dobroczynna.
Niezdrowi ludzie rzutują swoje niedociągnięcia na innych ludzi i za wszystko co nie wyjdzie, obwiniają każdego oprócz, oczywiście, siebie.
W odróżnieniu więc od zdrowych, nawet nie wiedzą co to jest prawda. Ponieważ więc świat zewnętrzny jest czymś wrogim, czują się moralnie usprawiedliwieni, kiedy "dawkują" prawdę, żeby obronić swoje interesy przed tymi wszystkimi nieprzyjaznymi siłami. Gdy popełnią jakiś błąd (i wiedzą o tym), zaprzeczają temu nawet wobec bliskich, bo czują, że jeśli chcą być akceptowani, muszą być nieskazitelni. Trudno im też przychodzi prawdomówne i pomocne krytykowanie bliskich im ludzi, ponieważ to wydawałoby się im nieuprzejme i nielojalne. Choć oczywiście przyłączą się do "mitów" o mówieniu prawdy. Ale będzie przy niej długa lista warunków, która zasadę pozbawi w większości treści.
Zdrowsi ludzie są lepiej zintegrowani. Mają więcej "kawałków" siebie, nie zaprzeczyli im i nie wyrzucili ich na zewnątrz. U niezdrowych, jedna część coś obiecała, druga musi wykonać. Nie ma takiej integracji. I zmiana nastroju całkowicie zmienia nasze odczucia wobec obietnicy.
Zintegrowana osoba będzie świadoma tego, czego się podejmuje, kiedy składa obietnicę.
U niezdrowych osób, które pożyczą pieniądze, będzie stopniowe "przerabianie scenariusza", który mówi, że może pierwotna umowa nie zakładała zwrotu pieniędzy, że może skoro tyle ktoś zarobił, to nie potrzebuje ich z powrotem.  U zdrowych osób wyznawane przez nich wartości, postępowanie, będą bardziej zintegrowane, więc ich zachowanie będzie bliższe realności wszystkich umów, jakie zawrą.
Niezdrowi ludzie będą interpretować przepisy zgodnie z literą prawa. Dokładnie. Bez elastyczności. Na przykład jak tylko zapali się zielone światło - ruszą - nawet, jeśli jest to w danym momencie niebezpieczne. Bo przecież mają do tego prawo.
Zdrowy człowiek: przepisy drogowe mają na celu zmniejszenie ryzyka wypadku lub płynny ruch pojazdów. Zdrowszy kierowca częściej złamie przepisy prawa, jeśli jest to bezpieczne i nie przeszkadza innym kierowcom.
Poziom zdrowia każdej osoby w hierarchii społecznej będzie wpływał na zachowanie innych osób, stojących poniżej.
Zdrowe zachowanie: patrzysz co kryje się za przepisami. Niezdrowe - dosłowna i nieelastyczna interpretacja litery prawa. To taka ogólna zasada zdrowia psychicznego.
Zdrowy stosunek w sporcie - konkurent to dobra partia do zmierzenia się. Niezdrowy - konkurent to wróg, którego trzeba pokonać, poniżyć. Będzie się rozgrzeszał z oszukania przeciwnika i cynicznie manipulował zasadami.
Im bardziej skupiamy się na zwycięstwie, tym mniej zdrowa jest to postawa. Zdrowa osoba wie, że gra to tylko część całości i będzie podtrzymywał życzliwe relacje z przeciwnikiem.
To co dzieli graczy jest mniej istotne niż to, co łączy.
Gdy zniknie paranoja, to gra zaczyna być zabawą.
Niestety rozpowszechniony teraz jest obsesyjny stosunek do wygranej.
Gracze mogą polaryzować publikę. To od nich zależy czy publiczność podąży za życzliwością fair play czy będzie spolaryzowana przez gracza z rozszczepioną psychiką.
Fair play i przegrana z honorem - to są zdrowe wartości, ale coraz rzadsze.
Zdrowi ludzie będą dostrzegali, czym naprawdę są pieniądze: środkiem do nabycia rzeczy, które potrzebują, żeby spędzić życie w najbardziej zadowalający sposób. Zdrowi ludzie będą mieli też lepsze rozeznanie, co przyniesie im zadowolenie, więc będą wiedzieli, ile pieniędzy im potrzeba i nie będą tracili czasu, żeby zarobić więcej.
Skoro ktoś spędza czas na zarabianiu więcej niż potrzebuje, pieniądz ma dla niego wartość symboliczną. Np. władzy, pozycji społecznej, czyli miejsca w hierarchii. Dla innych, purytanów, to jak zdobycie moralnej odznaki małego skauta. Dla tych, co cierpieli wcześniej biedę, pieniądze są symbolem bezpieczeństwa przed ewentualnym powrotem do ubóstwa.
Dla wielu ludzi, którym brakowało w dzieciństwie miłości i bezpieczeństwa emocjonalnego, pieniądze stają się substytutem, źródłem pewności i zaspokojenia, nad którym mogą mieć całkowitą kontrolę. To jedna z przyczyn, dla której sporo osób nigdy nie czuje, że ma wystarczająco dużo pieniędzy, bo one nigdy nie zaspokajają ich prawdziwej potrzeby.
Ktoś, kto gromadzi pieniądze - nigdy nie jest szczęśliwy.
Im bardziej pogoń za pieniądzem jest przymusowa i oparta na symbolicznej wartości - tym niższy poziom zdrowia tego człowieka.
Zdrowy człowiek nie powie nigdy "biznes to biznes".
Zdrowi ludzie będą wielkoduszni, jeśli chodzi o pieniądze, które mają w nadmiarze. Będą je rozdawać na lewo i prawo, podobnie jak swoją życzliwość, serdeczność i dobroć (postawa afiliacyjna).
Ludzie czasem mówią, ile mają pieniędzy, ponieważ chcą pokazać swoją wartość, a pieniądze są im jedynym znanym środkiem do tego. Inni pokazują jaki mają dom, samochód. Tacy ludzie pewnie czują, że gdyby ocenić ich według innych kryteriów, to uplasowaliby się w hierarchii dosyć nisko. Jeśli dbają tylko o zarobki, to są bardzo ubodzy pod innym względami. I nieświadomi swojego ogólnego ubóstwa.
Materialista to ktoś, kto zna cenę wszystkiego i nie zna wartości niczego. (parafraz Oscara Wilde). I jest nieświadomy, jak wiele nie wie. To ograniczona perspektywa. Nie widzisz lasu, tylko drzewa.
Wartości się nie zmieniły. Zmienia się nasza ich interpretacja.
Nie należy patrzeć na zawężone i krótkotrwałe podejście do życia. Ale brać pod uwagę wszystkie klasy społeczne i przyszłe pokolenia.

Religia
Niezdrowi ludzie będą pojmować religię jako zbiór zasad, gróźb i obietnic, nagród i kar. Widzą go jako dyktatora, który chce, słyszeć, jak się go adoruje. Tam także chodzi o to, że to ludzie potrzebują adorować, potrzebują dawać i to dawanie jest przyjemne.
Zdrowsi, będą widzieć go jako łaskawego i litościwego. Ale wciąż jest tendencja do rozumienia religii jako zbioru reguł. Religia jest wówczas podporą, umożliwiającą przetrwanie w chaosie. Tak jak w małżeństwie ze środka skali: układ, który bezpiecznie nas umacnia i potwierdza poglądy, niż prowokuje do ich zbadania. Wiara w dogmat będzie istotną sprawą. Czyli Bóg zachowuje się jak człowiek, który awansował na Boga.
Im wyżej skali, tym bardziej jest On wyrozumiały, pełen miłości, przewodnik i zaangażowanie wypływa z całkowitej wolności. Nie z części, która chce być akceptowana czy boi się.
Prawdziwie zdrowi ludzie traktują religię jako informacje, instrukcję obsługi, która pomaga w rozwoju duchowym i zrozumieniu. Pomoc ludziom, aby poczuli się połączeni ze wszystkim, co ich otacza.
Wartością jest odkrywanie i zrozumienie niż ślepe posłuszeństwo. Tutaj Bóg jest poczuciem, że świat jest uporządkowany i ma jakiś sens. Ci najbardziej zdrowi mają prawdziwe poczucie jedności ze wszechświatem.
Monty Python Żywot Briana wyśmiewał się nie z religii, ale z tego, jak niektórzy ludzie ją wyznają. Krytycy ich nie umieli oddzielić myśli o najwyższej wartości Chrystusa od myśli, że niektórzy ludzie mogą je interpretować opacznie. Jeśli byli na najniższym poziomie, nie umieli przyznać, że możliwe jest inne ich rozumienie.
Są różne drogi naśladowania Chrystusa, zależnie od poziomu zdrowia psychicznego.
Niezdrowy sposób radzenia sobie z bolesną prawdą to obrona siebie i gwałtowna reakcja. Nie można oczekiwać, że się do tego przyznają...  Gdyby chcieć zmusić wszystkich, żeby zachowywali się tak, jakby się z tobą zgadzali, musiałbyś być Hitlerem. Oczekując, że zgodzą się ze mną, sam pokazuję, że jestem na niskim poziomie zdrowia.
Na niskim poziomie jest identyfikacja jak poprzez noszenie odznaki, taki sam strój, przestrzeganie zasad grupy, wspólne śpiewanie. Religia jest traktowana jak magia, czyli środek do urzeczywistniania życzeń, bez uwzględnienia praw nauki i związku przyczyny ze skutkiem. Na tym poziomie jest wiara, że wystarczy odmówić ileś razy modlitwę. Kiedy tak myślisz, to czy coś się spełni, wydaje ci się, że zależy od tego, jak silnie wierzysz w takie praktyki. Takie modlitwy są bardzo zindywidualizowane. Ktoś się modli o deszcz, bo ma sucho w ogródku, a nie myśli o tym, że może to komuś popsuć dzień na plaży.
Tak jak i proszenie o odpuszczenie wszystkich nieprzyzwoitych rzeczy, abyśmy mieli czyste konto, by móc znów jutro robić te nieprzyzwoite rzeczy.
Ludzie ze środka skali: magiczne myślenie nadal będzie, ale będzie większa świadomość, że to, czego pragniemy, przyjdzie do nas dzięki naszym własnym wysiłkom. "Ufajcie Panu i miejcie strzelby nabite". Wówczas wiara w taką magię jest tylko w chwilach krytycznych, jak oczekiwanie na wynik badania onkologicznego. Może to pomagać w trudnym okresie, gdy nasz poziom się chwilowo obniżył. Może to odpowiadać naszym potrzebom, gdy jesteśmy w takim stanie ducha.
Ludzie na szczycie drabiny: poszukiwanie zrozumienia rzeczy.
Ludzie ze środka - jedynie w rzadkich chwilach widzą siebie jako część dużo większego. W większości to jednak egotyzm: starać się zdominować, postawić na swoim, zaspokoić osobiste pragnienia, narzucić siebie innym, interesuje nas to, co dostaniemy w krótkim czasie, gonitwa za doraźnymi korzyściami, ponieważ nie przywiązujemy wagi do interesów innych ludzi. Ignorowanie konsekwencji naszych poczynań, tak jakbyśmy potrafili je kontrolować.
Najcenniejsza wartość religii dla ludzi zdrowych: zwiększanie zrozumienia. To nie rozkazy, ale informacje o ludzkiej psychice.
Przeciętni  uznają, że sądzi za dobro i zło, więc będą spychać zło. Czyli usuwać za kurtynę. Jak emocje chowa się za kurtyną, to takie zaprzeczone emocje rzutują na innych ludzi, a potem twierdzą, że tamci faktyczni je mają. Mogą wtedy zaatakować za te "złe" uczucia, potępiając ludzi, którzy wydają się je nosić za nich.
W środku skali: starasz się poczuć, że jesteś dobry. Na dolnym poziomie są ludzie, którzy nie tylko chcą osądzać innych, ale nawet i karać, prześladować, a w dodatku może im to sprawiać radość. Kiedy posuwamy się w górę skali, w stronę lepszego zdrowia, uczucia ludzi wobec tych, którzy się od nich różnią będą przechodzić od nienawiści, poprzez podejrzliwość i niechęć, do moralnej dezaprobaty i chęci "uratowania" ich. Na najwyższym zaś końcu średniego odcinka ludzie są życzliwi, współczujący, starają się być świadomi swoich błędów i walczą z nimi. Mogą więc autentycznie wybaczyć takie błędy innym. W ten sposób robią wszystko, aby uniknąć osądzania innych. Nie sądź, abyś nie był sądzony. Ważne, aby uznać swoje błędy, zaakceptowali siebie, ambiwalentne uczucia w sobie - żebyśmy wyciągnęli je zza kurtyny i przestali je rzutować na innych. Zwalcza skłonność do rozdzielania wszystkiego na "Dobro" i "Zło". To dobroczynne działanie zrozumienia.
Bardzo dobrzy ludzie nie upewniają się, czy są dobrzy. To najbardziej odprężeni i pełni akceptacji ludzie. Nie mają potrzeby nieustannego osądzania i sprawdzania.
Kochanie swego bliźniego jak siebie samego jest właściwie niemożliwe. Ale próbowanie tego i odkrycie, że jest to trudne, może spowodować, że będziemy się starać o taką zmianę siebie, głęboką wiedzę, która by to umożliwiała.
Zdrowi ludzie traktują "kochaj bliźniego..." jako prawo ludzkiej psychiki: W jakiej mierze liczysz się ze swoją psychiką i akceptujesz ją, włącznie ze wszystkimi swoimi słabościami i niedociągnięciami, w takiej samej umiesz akceptować i kochać innych ludzi. I odwrotnie: w jakiej mierze kochasz innych, w takiej umiesz kochać siebie.
Ludzie zdrowi są wspaniałomyślni wobec innych, ponieważ akceptują różne aspekty swojej osobowości. Kiedy zaakceptujesz swoje "złe" części, to zaakceptujesz je u innych ludzi i będziesz mieć prawdziwą szansę na pokochanie ich.
Jeśli ktoś jest ze środka skali i nie zaakceptował wszystkich swoich wad, to prawdopodobnie będzie im zaprzeczał i rzutował je na ludzi, których powinieneś kochać, co zrodzi w tobie poczucie tego, że różnisz się od nich. To zaś uniemożliwia obdarzanie ich prawdziwą miłością. Może potrafisz do nich czuć - tolerancję albo litość - ale naprawdę nie będzie to miłość.
I kiedy traktujesz "kochaj bliźniego swego" jako informację o psychice, to zaczniesz się starać, żeby wcielić to w życie.
To także, kochać bliźniego jak siebie, ale niekoniecznie bardziej.
Jeśli nienawidzimy i krzywdzimy innych ludzi w myślach i uczuciach wobec nich, to nieuchronnie zatruje to całe nasze życie emocjonalne. Całe. Nie można rozbudzić jednej negatywnej i nieprzyjemnej myśli nie powodując pojawienia się innych, jej podobnych. Wprawdzie nie można sprawić, aby agresywne myśli czy litowanie się nad sobą nie wchodziły ci do głowy. Ale możesz postanowić, czy zamierzasz je lekko potraktować, czy też będziesz je pielęgnował i podsycał, i pozwalał im rosnąć, aż osiągną gigantyczne rozmiary. Jeśli jeden kierowca cię rozzłościł, a ty zaczynasz brać odwet na wszystkich innych.
Jeśli wpadniemy w nawyk ulegania takim destrukcyjnym uczuciom, to zaczynają nad nami coraz bardziej dominować. Co więcej, będziemy mieli szkodliwy, toksyczny wpływ na innych ludzi wokół nas, nawet jeśli te negatywne postawy nie zostaną nigdy świadomie wyrażone ani odzwierciedlone w zachowaniu. Gdy je w sobie nosimy, ale próbujemy ukrywać, to i tak je wyrazimy w sposób, którego nie jesteśmy świadomi. Inni ludzie zarejestrują je na jakimś poziomie i ulegną ich wpływowi. Prawdopodobnie nie będą też potrafili uniknąć jakiejś reakcji na nie, puszczając tym samym w ruch błędne koło negatywnych uczuć.
Najmniejsza, destrukcyjna myśl powinna być od razu odrzucona, bo inaczej jej siła zacznie rosnąć.
Jeśli ludzie przenoszą wszystkie swoje negatywne i destrukcyjne emocje na ludzi o odmiennych wyznaniach, to zapewniają sobie w taki sposób uczucie samozadowolenia.
Fundamentalizm pojawia się na ogół w takich właśnie sytuacjach skrajnego zepsucia moralnego albo deprawacji, kiedy jedynie skrajna i sztywna postawa może przywrócić jakiś porządek. Jak na  Bliskim Wschodzie, gdzie panuje ubóstwo i desperacja.
To co ludzie uważają za "lepsze" i gorsze" zależy od ich poziomu zdrowia.
Każdy mit czy religię człowiek interpretuje odpowiednio dla siebie - tak jak najlepiej zdoła je zrozumieć. I nieważne na jakim poziomie rozumieją te mity - będą dla nich pożyteczne.
Nie ma żadnego sensu osądzanie i potępianie tych członków społeczeństwa, którzy wykorzystują religię do osądzać i potępiać innych. W istocie, jeśli tak robisz, to przecież dołączasz do nich i tak samo opacznie rozumiesz religię. Krytykowanie ich, atakowanie,, a nawet wyśmiewanie chwilowo polepsza nasze samopoczucie, ale jeszcze bardziej zamyka ich w tych paranoicznych czarno-białych postawach. Oni mogą się przecież zmienić, a my możemy pomóc im - i sobie - zmienić się dzięki głębszej wiedzy. To zaś oznacza, że musimy zrozumieć siebie samych i zobaczyć, iż pod niektórymi względami jesteśmy tacy sami jak oni.
Jak lepiej zrozumiesz siebie, zaczniesz się lepiej zachowywać wobec innych i dzięki temu stopniowo będzie się podwyższał poziom zdrowia ludzi z otoczenia.
Najzdrowsi ludzie mają silne poczucie połączenia z kosmosem. Poczucie "bycia podłączonym". Jesteśmy częścią wszechświata, czy tego chcemy czy nie.
Większość ludzi nie ma jednak tego poczucia połączenia, przynależności, głębokiego zaangażowania w całą strukturę kosmosu, połączenia z nim w harmonii i radości. Wszechświat jako gigantyczny system wspierający. "Wszystko jest takie, jakie jest, tylko dużo bardziej". Przeżycie "oceaniczne" (za Freudem). Wszystko jest ze sobą  połączone.
Wszechświat ma porządek, znaczenie, strukturę.
Poczucie połączenia. Jak bardzo wszystko co robimy, ma wpływ na innych. Jak w buddyzmie, że wszystko we wszechświecie jest połączone w łańcuch przyczyn i skutków karmy.
W głębszym rozumieniu spraw przeszkadza nam nie brak wiedzy, ale niemożność, a raczej niechęć do zobaczenia tego, co mamy przed oczami. To "ego" rezygnuje. Bardziej przeżywamy świat w chwilach, kiedy przestajemy się bronić.
Aldous Huxley: religia bezpośrednich przeżyć albo religia symboli, porządku i znaczenia, narzuconym światu przez słowne i pozasłowne systemy. Religia wiedzy o Duchu, a nie bezpośrednim obcowaniu z nim.
Im bardziej jesteśmy niezdrowi, tym częściej polerujemy nasz obraz siebie, zauważając kawałki, które nam się podobają i odsuwając się od tych, których nie lubimy.
Bob Beavers, badacz z Timberlawn, przewodniczący Amerykańskiego Stowarzyszenia Terapii Małżeńskiej i Rodzinnej: "Zdrowe rodziny mają umiejętność do bardzo dobrego poznania swoich granic i uwolnienia się od ograniczeń swojego ciała, ograniczeń jakimi są starzenie się i śmierć. Osoba musi uwolnić się od swego ego i utożsamić się z czymś większym, aby pozbyć się biologicznej, linearnej tożsamości. Członkowie optymalnej rodziny umieją być elastyczni, raz utożsamiając się z większym światem, a potem stając się całkiem wyraźnie konkretną osobą".
Celem tradycji duchowych jest integracja.
Ważna jest integracja naszego superego (części rodzicielskiej), ego (dorosłej) oraz id (dziecięcej). I tak, abyśmy mieli dostęp do każdej z nich.
Przeciwieństwem integracji jest dezintegracja. Zdrowie to kwestia równowagi, harmonijnego współdziałania różnych części naszej osoby. Choroba i zaburzenie oznaczają, że ta równowaga jest zachwiana i niektóre części naszej osoby mają na nas zbyt duży wpływ, a niektóre za mały. Jeśli nasze emocje zostaną zachwiane w jednym kierunku, możemy stać się zbyt podnieceni i pewni siebie - a to jest mania - albo w drugą stronę, przygnębieni i pozbawieni energii - a to jest depresja. Zdrowie to równowaga między tego rodzaju skrajnościami. Gdy jakaś część nas ulega rozszczepieniu, zaprzeczeniu, zagubieniu - nasze zdrowie znika. Jesteśmy wówczas niezrównoważeni, zdezintegrowani.
Jednym z imion diabła jest Diabolos, co oznacza tego, który dzieli, rozszczepia na fragmenty.
Stopień naszego podzielenia na fragmenty to nie jest miara zła. Nie sama fragmentacja stwarza zło. Zło powstaje poprzez zaprzeczenie i unikanie uznania tej fragmentacji - co jest rozmyślnym, celowym rozdrobnieniem. Jeśli ujrzysz to w sobie, jesteś już połączony z tym problemem, jesteś go świadomy i dlatego zwracasz się ku integracji.
Skoro ujrzysz w sobie zło jako zło, to trudno temu zaprzeczać. Uznanie tego jest pierwszym krokiem do uleczenia go, ponieważ wtedy zostaje połączone z innymi uczuciami, które przeciwstawiają się mu i chcą go zmienić. Zło to unikanie przyznania się, że jesteś rozczłonkowany, rozszczepiony, chory.
Dlatego jeśli chcemy, aby Zło w nas pozostało, to musimy zniszczyć wszystko, co jest dobre, absolutnie wszystko. Ponieważ istnienie dobra przypominałoby nam, przez kontrast, o naszym własnym złu - a to byłoby krokiem w kierunku integracji i zdrowia. Więc prawdziwe Zło pragnie zgładzić wszelkie Dobro, bo Dobro w końcu pomieści w sobie, zrównoważy i zintegruje cechę, która w odosobnieniu tworzy Zło.
Jeśli chcemy poprawić swoje zdrowie, musimy jedynie stać się bardziej świadomi siebie.
Wszyscy też musimy rozwijać w sobie większą świadomość grupy.
Co zrobić, aby zwiększyć stopień swojej integracji? Spokój i cisza. Może to być medytacja, może modlitwa, rozważanie religijnych "mitów". Po prostu usiąść w ciszy i spokoju. Pomaga nam bardziej być w sobie, poczuć całość siebie. Większość naszych problemów wynika z zaprzeczania, że tego, że nie umiemy śmiało spojrzeć w oczy prawdzie o nas samych. Unikanie prawdy jest bardzo aktywnym procesem. Na przykład staramy się być nieustannie zajęci i wypełniamy umysł innymi sprawami po to, żeby trzymać w oddali wszystkie bolesne emocje i wspomnienia. Kiedy usiądziemy spokojnie, odprężymy się, pozwolimy opaść emocjom, to wtedy nie potrafimy już dłużej unikać tej prawdy. Ponieważ jesteśmy odprężeni i spokojni, możemy bez podniecenia i zdenerwowania zmierzyć się z tym, czego wcześniej unikaliśmy. Stajemy się więc bardziej zintegrowani, pełniejsi. Pozwolić, żeby to, czego się dowiemy, nas uleczyło.

Zdrowi ludzie, którzy żyją pełnią życia, nie boją się śmierci. Są zbyt zajęci wykorzystywaniem życia do maksimum.
Atakowanie religii to często obawa przed utratą kontroli. Strach przed bliższymi kontaktami z innymi ludźmi, na wypadek gdyby stał się od nich zbyt zależny, bo wtedy mogliby go kontrolować. Tak i obrona przed poczuciem połączenia duchowego ze wszechświatem, ponieważ to oznaczałoby, że czuje się od niego zależny i znajduje się pod jego kontrolą. Odcięcie się to "poczucie", że sprawuje się kontrolę nad wszystkim. Wydaje się, że wtedy jest niezależny od wszystkiego, skrajny outsider, pan stworzenia, władca wszystkiego, co widział. Doprowadzenie do absurdu: strach przed zaangażowaniem się w życie, bo to oznaczałoby, że życie może mu zostać zabrane. Wtedy musiałaby nastąpić akceptacja faktu śmierci. Kiedy nie poświęcał się życiu, oznaczało to, iż ma kontrolę nad śmiercią. Dla kogoś takiego unikanie zbyt pełnego życia ma sens, bo będzie mniej cierpiał, kiedy je w końcu straci. To jak trzymanie nogi na hamulcu, żeby zmniejszyć szkody w razie wypadku.
Ci, którzy boją się śmierci, boją się żyć na pełen gaz, są więc już z własnego wyboru półżywi. Ich strach przed życiem jest strachem przed umieraniem, zanim zdecydowali się żyć. A oczywiście tego się boją się, że w końcu stracą to życie.
Jak się wyrwać? Podobnie jak się chodzi. Zaczynasz od pochylenia się. W rzeczywistości pozwalasz sobie na upadek - a tym naprawdę jest ruch do przodu. Potem już tylko ratujesz się, przesuwając jedną nogę do przodu przy nowym, zmieniającym się środku ciężkości. Robisz tak cały czas, ale ruch do przodu jest zawsze upadkiem, dopóki nie postanowisz odpocząć i przechylisz się do tyłu, żeby przestać upadać. Życie w pełni wymaga takiego samego ruchu jak chodzenie, tylko w znaczeniu psychicznym. Nie obawiać się upadku do przodu, w przyszłość. Odpuścić sobie, zamiast próbować kontrolować rzeczy, powstrzymując je. Płynąć z prądem, akceptować to, co przychodzi. W każdej chwili być w pełni żywym i świadomym. Nie trzymać się kurczowo przeszłości. Wtedy się nie boisz, skwapliwie korzystasz z życia, mówiąc: "Dobra, idę na to", i czerpiesz z niego każde możliwe doświadczenie i każdą radość. Ale, oczywiście, żeby tak postępować, musisz zaakceptować fakt, że padasz do przodu, ku śmierci. Jeśli odmówisz zaakceptowania tego, to i tak nie zatrzymasz biegu rzeczy. Taka postawa strachu, wahania się, "noga z gazu, zawsze na hamulcu", to próba zatrzymania czasu w jakiś iluzoryczny sposób.
Życie powinno być ciągłym umieraniem przeszłości. Oczywiście przechowujemy przeszłość w pamięci. Ale tylko wtedy, kiedy przestaniemy kurczowo czepiać się tego, co odeszło, i całkowicie odpuścimy sobie to, co w rzeczywistym świecie się skończyło.
Mimo to tkwimy. To takie kurczowe trzymanie się swojego pluszowego misia.
Jeszcze nikt na łożu śmierci nie wyznał: "Szkoda, że nie spędziłem więcej czasu w biurze"

Kryzys wieku średniego - jesteśmy przygnębieni. To zdrowa reakcja. Znak, że przerysowujemy naszą mapę świata, zmieniamy nasze wartości. Jeśli wszystko pójdzie dobre, rozczarowanie konwencjonalnymi wartościami każe nam się zwrócić ku światu wewnętrznemu i głębszemu, niezmiennym satysfakcjom życiowym: dokładniej badamy nasze relacje z ludźmi, bardziej nas obchodzi przyroda, piękno, sztuka. Bardziej zaczynamy się interesować treściami duchowymi.
Depresja to odmowa zmiany, tkwienie w poprzednich oczekiwaniach. Zamrożenie bolesnych uczuć oznacza, że się nimi nie zajmujemy. Ale one są pod powierzchnią i mogą wyrazić się w jakiejś chorobie emocjonalnej albo fizycznej.
Poczucie winy jest tak naprawdę inną wersją obwiniania kogoś za to, co się dzieje. Kogoś, los, siebie.
Zablokowany smutek i żal prowadzą do depresji. Jeśli zmierzymy się z bólem to przyjdzie ostatni etap: akceptacji. Wtedy dopiero jest przestrzeń, do której mogą powrócić pozytywne uczucia, takie jak miłość, wdzięczność, radość życia. Ten etap przychodzi, jeśli człowiek zrezygnuje z żądania, by kontrolować to najbardziej nie poddające się kontroli wydarzenie, jakim jest śmierć.

Aspekty zabawy (Johan Huizing - homo ludens)
Zabawa musi być dobrowolna, impuls musi być z zewnątrz - musisz wybrać zabawę.
Choć wydaje się niepoważna, jest poważna w tym znaczeniu, że jest całkowicie absorbująca, więc poświęcamy jej wzmożoną uwagę.
Oddajemy się zabawie bez zwykłej rezerwy albo kalkulacji. Jesteśmy obiektywni , pozbawieni uprzedzeń i ambicji, albo zaabsorbowania "sukcesem", ponieważ nie wynika z niej żaden zysk ani praktyczne korzyści.
Zabawa związana z odkrywaniem, tworzeniem porządku i zrozumienia.
Czujemy także niepewność i napięcie, kiedy się jej poświęcamy. To, że jest spontaniczna, wystawia nas na ryzyko, a szczególnie na ryzyko pełniejszej wiedzy o sobie.
Przez zabawę wchodzimy w kontakt z głębszym poziomem, na którym możemy znaleźć zrozumienie religijne. I dzięki niej umiemy go wyrażać.
*  Kiedy bawimy się, wchodzimy w głębszy kontakt ze sobą i przeżywamy najbardziej istotną, najbardziej rzeczywistą i wyjątkową część siebie. Tak więc zwiększone odprężenie i chęć zabawy w drugiej połowie życia i większe zainteresowanie kontaktami z ludźmi, naturą i sprawami duchowymi, które temu towarzyszą, są częścią tego samego.

Chwila prawdy przekreśla wszystkie dawniejsze zmartwienia. Zmieniła się nie tylko teraźniejszość, ale do zapisu przeszłości wniesione zostały poprawki. Możesz więc czuć się szczęśliwy z tego, co było, i z tego, co jest.

Elizabeth Kubler-Ross
Reakcje na nadchodzącą śmierć:
Szok, odrętwienie uczuć. Ludzie najczęściej zaprzeczają, że usłyszeli wyrok śmierci.
Potem następuje gniew.
Targowanie się.
Akceptacja.

Jeśli wybierzemy pielęgnowanie negatywnych emocji, ich siła będzie się ciągle zwiększać, aż w końcu stwierdzimy, że żyjemy w stworzonym przez siebie samych świecie wewnętrznym podobnym do piekła, gdzie jesteśmy na łasce naszych najbardziej gwałtownych i destrukcyjnych uczuć. Jeśli zaś powstrzymamy się od natychmiastowej realizacji takich emocji i zamiast tego będziemy się starali odnosić do innych ludzi w bardziej afiliacyjny sposób, pozytywne emocje będą się rozwijać, negatywne zaczną stopniowo tracić swą moc.
Poczucie tego, że wszystko ma swe znaczenie i treść, jest charakterystyczną cechą przeżyć "mistycznych".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.