Przejdź do głównej zawartości

Żyć w tym świecie i przetrwać - część 5/6

Wraz ze zmianą okoliczności poziom naszego zdrowia pogarsza się lub polepsza.
Poziom zdrowia psychicznego nie jest stały.
Jeśli żyjemy w świecie rzeczywistym oraz jasno i uczciwie porozumiewamy się z innymi ludźmi, życie zmienia nas automatycznie. Jeśli jesteśmy otwarci na te informacje i pozwolimy, żeby na nas oddziaływały, będziemy zmieniać się wewnętrznie, żeby dopasować się do zmian zewnętrznych i nieustannie przystosowywać do świata.
Kiedy pozostajemy w kontakcie z rzeczywistością, która zawsze się zmienia, utrzymujemy nasz poziom zdrowia psychicznego. Nie pozostajemy w tyle, nie wypadamy z obiegu.
To normalne, że problemy się zmniejszają, chyba, że zaczynamy udawać, iż ich nie ma.
Jeśli zaakceptujesz, że jakieś przeżycia są ci potrzebne (ponieważ na przykład nie otrzymałeś ich w dzieciństwie), to będziesz ich poszukiwać i nadrobisz to, czego ci brakowało. Jeśli akceptujemy swoje ograniczenia, jeśli jesteśmy otwarci na wszystkie doświadczenia - życie zmienia nas i kieruje ku większemu zdrowiu.
Stawanie się zdrowym jest normalne tylko wtedy, gdy jesteś na tyle zdrowy, żeby zaakceptować fakt, iż masz jakieś problemy.
Im zdrowsi jesteśmy, tym łatwiej nam przyznać, że coś jest z nami nie w porządku. Im mniejszym zdrowiem się cieszymy, tym trudniej zmierzyć nam się ze swoimi niedociągnięciami, chyba, że życie tak nas przyciśnie, że nie będziemy mieć innego wyjścia.
Każdy - nawet zdrowy człowiek - ma kryzysy i trudne okresy po drodze.
Jeśli umiemy utrzymać kontakt z rzeczywistością, prawda nas uleczy.
Jeśli nie jesteś zdrowy, to znaczy, że straciłeś kontakt z rzeczywistością, ponieważ utknąłeś w jakichś sztywnym postawach i modelach zachowania. Nie dochodzą wtedy informacje ze świata, nie dociera do ciebie prawda.
By stać się otwartym i nadal uczyć się i rozwijać - należy odpuścić przeszłość i pozwolić sobie upadać w przyszłość.
Kryzys wieku średniego dzieje się, gdy kurczowo trzymasz się sposobu myślenia odpowiedniego dla młodszego wieku.
Niektórzy tkwią w miejscu i cały czas wykorzystują niemowlęce sygnały, zamiast dojrzałych. Czyli za dużo gderają lub wysyłają płaczliwe, oskarżające komunikaty, próbując dostać to, co chcą. Lub bez przerwy utyskują długo po tym, jak nie udało im się osiągnąć tego, co chcieli - nie przestają wysyłać rozpaczliwych sygnałów, nawet jeśli to bezcelowe. Taka niemowlęca manipulacja emocjonalna ślepo, automatycznie i w sposób pozbawiony inteligencji wówczas zawładnęła człowiekiem.
Kiedy gderamy, trzymamy się kurczowo sposobu, za pomocą którego wyrażaliśmy swoje potrzeby jako niemowlęta.
Większość rodzin przeżywa trudności albo dyskomfort wobec jakiejś emocji. Kiedy dziecko dorasta, uczy się nie pokazywać tej emocji, bo jeśli to zrobi, otrzyma naganę. Dlatego młody człowiek uczy się ukrywać tę emocję przed rodziną. I kończy się to tym, że ukrywa ją przed sobą. Dziecko uczy się nie zauważać tego, kiedy pojawia się ta emocja, bo schowało ją za kurtyną. Kiedy już to zrobiło, nie jest świadome, tak samo nie jest świadome faktu, że ma problemy związane z tą emocją.
Zatrzymuje nas zaprzeczenie. Schowamy emocję za kurtyną i będziemy czuć się nieswojo, gdy ktoś będzie o niej przy nas mówił. To ma silny wpływ na nasze zachowanie. Będziemy sobie dobierać przyjaciół, małżonków, pozwalających trzymać nam w oddali tę bolesną emocję, czyli ludzi, którzy nie będą nam stawiali wyzwań z nią związanych. Dzieje się tak zawsze dlatego, że oni sami też zaprzeczyli podobnym emocjom.
Stajemy się podobni do ludzi, związanych z potrzebą ukrywania jakiejś tajemnicy, o której wiedzą, że inni ją potępią. Jak alkoholicy czy narkomani. I nawet sami przed sobą nie umiemy przyznać, że ukryliśmy ją. Jeśli zaprzeczona emocja w ogóle się ujawni, zostanie nazwana inaczej. Słabość zostanie zamieniona w cnotę.
Wszyscy członkowie rodziny uniemożliwiają sobie nawzajem wyrażanie zakazanych emocji, będąc całkowicie nieświadomi, że to robią. Dzieje się to często pozawerbalnie. Nie tylko unikają wspólnej sobie emocji, nie chcą też zobaczyć, w jaki sposób jej unikają.
Zaprzeczenie ma nas zatrzymać w jakimś typie zachowania, które nie jest już dla nas odpowiednie.

Jeszcze jedna blokada odbywa się poprzez tzw. "psi herbatnik". Tkwimy w nieodpowiednim, dziecięcym zachowaniu, ponieważ w przeszłości takie zachowania było nagradzane. Nawet teraz przynosi nam jakieś korzyści, więc obstajemy przy nim. Nawet, gdyby nie przynosiło korzyści, nie zmusiłoby nas do zmiany. Gdybyśmy jednak przestali być nagradzani za tę konkretną reakcję, po jakimś czasie reakcja by po prostu zniknęła.
Jeśli ludzie pozwolą wywierać na siebie presję i będą reagować tak, jak my tego chcemy, nasza manipulacja będzie wynagradzana, a przez to utkniemy w dawnym zachowaniu. Dziecko nie zna przyczyny, dla której nie powinno tego robić. Przyczyną zaś jest fakt, że nauczy się, jak zostać nieszczęśliwym dorosłym człowiekiem.
Jeśli rodzice nie nauczyli i nadal pozostają pod kontrolą dziecka, zamiast mu pomóc stopniowo radzić sobie z faktem, że nie może cały czas stawiać na swoim, to nie będzie umiało ono odkryć bardziej dojrzałej drogi uporania się z frustracją.
Nagradzając dziecko emocjonalnym herbatnikiem kiedy tylko odczuje smutek, rodzice w konsekwencji przyuczają dziecko do tego, żeby nieustannie wykorzystywało ten typ negatywnej emocji. Dziecko nie przestaje więc wierzyć, że musi być nieszczęśliwe, żeby dostać to, czego chce. W końcu takie postępowanie staje się nawykiem, rysą na charakterze dziecka. Staje się nawykowo przygnębione. Dorastając, będzie nieustannie reagowało depresją. A wielu ludzi potem (rodzina, przyjaciele, lekarze, koledzy), żeby podtrzymać ten nawyk, będzie mu dawało dostatecznie dużo emocjonalnych herbatników: współczucia, uwagi, poczucia winy, że nie dość mu pomagają.
Ten nieszczęśliwy, przygnębiony człowiek - na głębszym poziomie - czuje, że rezygnacja z takich dziecięcych emocji - na przykład litowanie się nad sobą, że był źle traktowany, albo złość na rodziców, że nie kochali go wystarczająco - byłaby rezygnacją z roszczeń wobec rodziców za to, czego mu nie dali, a przynajmniej za to, o czym ten przygnębiony człowiek myśli, że mu nie dali.
Jeśli miałby przestać być nieszczęśliwy, oznaczałoby to w rezultacie powiedzenie rodzicom "Jest mi teraz dobrze, możecie już o mnie zapomnieć i zająć się sobą"
Pozostaje więc nieszczęśliwy po to, żeby rodzice albo inni ludzie byli za niego odpowiedzialni.
Dopóki dziecko albo dziecinny człowiek będzie czuć się nieszczęśliwy i zachowywać się nieodpowiednio do wieku, żeby zmusić innych do opieki nad sobą, dopóty faktycznie nie będzie odnosił żadnych korzyści wynikających z wolności i niezależności. A poza tym cały czas będzie czuł się do niczego!
Zamknął się w odgrywaniu roli kogoś, kto cierpi, ponieważ ma beznadziejnych rodziców.
A gdyby rodzice się poprawili, taki człowiek nie będzie umiał z tego skorzystać, co mają mu do zaproponowania, ponieważ by to zrobić, musiałby całkowicie zmienić swój sposób traktowania życia. Zachowując się nieodpowiednio i beznadziejnie, może cały czas powtarzać "Utknąłem w tym i to wasza wina". Nie może się więc zmienić, chyba, że ktoś kto nie podlega kontroli rodzinnego tabu ruszy sprawę z martwego punktu. Czyli, nie da mu herbatnika. Dzięki temu, że nie będzie automatycznie próbował uratować tej osoby. Nie poświęci jej pełnej współczucia uwagi i nie będzie się czuł winny, że nie zrobił dla niej wystarczająco dużo.
Rodzice tak postępują, ponieważ mają problem z konkretną emocją, za pomocą której ich dziecko teraz nimi manipuluje. Albo może sami nie otrzymali miłości i będą szczególnie drażliwi, czy są dobrymi rodzicami. Potem są manipulowani przez swojego własnego potomka.
Są dwa powody dla których możemy tkwić w dziecinnych emocjach: zaprzeczenie, kiedy nasza rodzina uczy nas chowania pewnych zabronionych emocji za kurtyną. Drugim jest proces "psiego herbatnika", kiedy przestarzałe zachowanie utrzymuje się, ponieważ nadal jest wynagradzane.
Jeśli rodzina zaprzecza czemuś, to każdy jej członek, który wyraża prawdę, będzie ukarany, a ci, którzy unikają prawdy, będą nagrodzeni. Kiedy już ustali się ten model, nie ma przed nim ucieczki (bez pomocy z zewnątrz), bo nawet dostrzeżenie tego, że ludzie zaprzeczają rzeczywistości, będzie zaprzeczone i ukarane.
To jak w jakiejś złej szkole: jesteś karany za dobrą odpowiedź, wynagradzany za złą.
Jeśli na przykład ktoś nauczył się ukrywać smutek, to reaguje z przesadą, kiedy inni ludzie są nieszczęśliwi. Widzi dużo więcej rozpaczy niż naprawdę istnieje, daje ludziom zbyt dużo współczucia. Daje innym to, czego sama potrzebuje.
Jeśli matka zamiast dać rozsądną dawkę wsparcia i pocieszenia, pozwalając jednocześnie przecierpieć ból, żeby dziecko się z tego pozbierało, to gdy zamiast tego matka za bardzo próbuje ulżyć przygnębieniu, skutkuje to tym, iż dziecko utknie w skłonnościach do dąsów i użalaniu się nad sobą.
Jeśli matka zamiast pozwolić dziecku, aby czuło się smutne (to byłoby odpowiednią reakcją na określoną stratę) i wspierać w tym dziecko, daje nagrodę za każdym razem, gdy wygląda smutno, to zablokuje mu przejście w normalne uczucia i przebolenie określonej straty.
Prowadzi to w późniejszym życiu do przygnębienia, kiedy człowiek nie może postawić na swoim i do trudności w relacjach z innymi ludźmi.
Dąsy są czasem ulubioną metodą kontrolowania innych. Ludzie wykorzystują je przeciwko sobie.
Dobrą metodą jest - gdy druga osoba stając się niezadowolona z czegoś, co tamta pierwsza zrobi, zamyka się w sobie i milczy - nie zwracać na to najmniejszej uwagi i nadal być życzliwym oraz radosnym. Wówczas ta druga osoba stanie się niemożliwa aż do absurdu, podkręcając do maksimum dziecięce manipulacje, aż w końcu prawdopodobnie sama dostrzeże ten absurd i nie będzie mogła znieść takiego zachowania. Wówczas może nastąpić zmiana.
Nie możemy zacząć dostrzegać swojej manipulacji tak długo, dopóki inna osoba jest pod jej kontrolą. Kiedy daje nam herbatnik, jesteśmy ślepi na to, w jaki sposób prosimy.
Dopóki żyjemy w rodzinie, zakazane uczucia będą spychane za kurtynę. Podobnie będzie, jeśli dobierzemy sobie przyjaciół, którzy naśladują nasz wzorzec rodzinny.
Obcowanie z dostatecznie szerokim kręgiem ludzi w codziennym życiu jest zwykle jedyną pomocą, jakiej każdy potrzebuje.
Wyciąganie zakazanych emocji rodzinnych jest krępujące lub bolesne. W dodatku nasza rodzina mogła nas nauczyć, że to co wypływa na powierzchnię, jest "złe" i "destrukcyjne". Kiedy więc pojawi się w świadomości, na nowo przeżywamy dezaprobatę rodziny, nawet jeśli ona jest daleko od nas. Poza tym, kiedy sprawy zaczynają się wydobywać, przeżywamy ból, uświadamiając sobie, że byliśmy rozgniewani, wściekli lub zawistni, że litowaliśmy się nad sobą lub przeżywaliśmy podobne emocje, podczas gdy wcześniej zawsze wierzyliśmy, że jesteśmy fantastyczni, bo dziwnym trafem zawsze byliśmy wolni od nieprzyjemnych uczuć. Gdy to wszystko sobie uświadomimy, poczujemy się głupio, bo może uświadomimy sobie, że jesteśmy mniej dojrzali niż sądziliśmy. Naturalnie, im jesteśmy starsi, tym bardziej będzie nam głupio. Potem zaś odkryjemy, że nie możemy natychmiast zmienić tych głęboko zakorzenionych w nas nawyków. Stwierdzimy, że wymaga to długiej walki, a przez to staje się jeszcze bardziej bolesne.
Kiedy rozpoczynamy proces prowadzący do lepszego zdrowia - przez jakiś czas możemy poczuć się gorzej. Gdy opuściło się schronienie dawnych przyzwyczajeń, ale jeszcze nie doszło się do nowej kryjówki, przeżywa się trudny i niepewny okres. W tym okresie przejściowym jesteśmy bardziej świadomi tego, co się być może traci, niż korzyści, które w końcu się odnosi.
Może to być odrobinę krępujące, ale dające się wytrzymać, czy sprawi nam więcej bólu, niż jesteśmy w stanie znieść. Czyli zależy od tego, jak zdrowi jesteśmy, a więc jak zdrowa była nasza rodzina. Jeśli za twoją kurtyną jest ogromna gromada, to siedzi i pilnuje, abyś przestraszył się jakiejkolwiek próby zrobienia z nią porządku.
Im niżej będziemy schodzić w dół skali, tym silniej rodzina będzie sprzeciwiała się próbom każdego jej członka, żeby wyzwolić się z rodzinnego tabu. Jeśli zaczniesz o tym rozmawiać, sygnały pozawerbalne od reszty rodziny będą coraz silniejsze. Odczujesz silną dezaprobatę. Jeśli wbrew temu umiesz nadal się zmieniać i stawać otwarty i uczciwy, to reszcie rodziny pozostaje wybór: albo będą musieli popatrzeć na siebie w wyraźniejszym świetle, albo muszą zdystansować się od ciebie, żeby uniknąć twojego wpływu i w końcu zmiany takiej jak twoja.
Fakt, że się zmieniasz, powoduje kryzys, wbijasz kij w mrowisko. Każdy poczuje się śmiertelnie zagrożony, będą kłótnie, wywieranie nacisku emocjonalnego, nawet separacja i tak dalej. Wszystko to sprawia, że osobie, która chce się zmienić, będzie strasznie ciężko. W rezultacie musi często podejmować kilka prób i doświadczać kilku porażek, zanim zdobędzie się na odwagę, żeby wytrwać w wyzwaniu dla rodzinnego "kamuflażu". Wtedy potrzebne jest pozarodzinne wsparcie. Takie wsparcie może być od przyjaciół, nauczyciela, przewodnika czy mistrza duchowego.
Terapeuta pomaga pacjentowi połączyć się na nowo z tymi aspektami życia emocjonalnego, które schował za kurtynę. Terapeuta zapewnia pacjentowi szczególną ciepłą atmosferę, która sama w sobie zachęci go do otwarcia się i próby zbadania swojego problemu głębiej niż to możliwe w krzątaninie codziennego życia albo w towarzystwie ludzi nie mających dla nas zrozumienia. Pacjent widzi, że żadna emocja (szczególnie ta zakazana) nie wywołuje u terapeuty niepokoju i pacjent może czuć się bezpiecznie. Spokojna akceptacja zakazanych uczuć przez terapeutę działa jak mocne zapewnienie, że pacjent także może bezpiecznie się z nimi zmierzyć. Stopniowo więc zaczyna je badać otwarcie i stopniowo z powrotem integruje je ze swoją osobowością.
Wszelkie uczucia są normalne i sufit się nie zawali, jeśli pacjent będzie je wyrażał. Nawet, jeśli są to uczucia złości, porywczości i destrukcyjności. Ważne, aby pomóc pacjentowi przeżyć strach konfrontacji z emocją, a to spowoduje zmniejszenie strachu i nabrania odwagi.
Najważniejsze dla procesu, by pacjent stał się bardziej świadomy zakazanych emocji i by je zintegrował w sobie, jest pełna odprężenia i akceptacji atmosfera. Reszta jest drugorzędna.
Medytacja także może pomóc. Odprężenie, otwarcie, akceptacja pojawiających się myśli, emocji. Ważne, byśmy ich nie osądzali, nie tłumili negatywnych emocji. Pozwalać im przepływać bez cenzury.
Może pomóc także ktoś bliski,
Przymierze terapeutyczne - rodzina albo osoba musi czuć, że jesteś po jej stronie, chociaż tak naprawdę krytykujesz coś w sposobie jej funkcjonowania. Kluczem jest dostrzeżenie, co jest w nich dobrego i cennego. Te cechy są potem oparciem w wielu trudnych chwilach, kiedy trzeba zmierzyć się z bolesną prawdą.
Im zdrowszy człowiek tym łatwiej jest mu zaakceptować terapię, kiedy jej potrzebuje i więcej korzyści z niej wyniesie. Zmierzenie się ze słabościami wymaga odwagi, uczciwości i realistycznego spojrzenia. Z drugiej strony, im mniej zdrowy jest człowiek, tym więcej wad i słabości musi w sobie zobaczyć, a tym mniej ma na to siły. Zmierzenie się z prawdą może go przytłoczyć. Ale niektórzy bardzo chorzy ludzie mają w sobie mocny rdzeń odwagi, uczciwości i miłości i osiągają rezultaty. Nie można czasem pomóc płytkiej, zakłamanej osobie, która dużo mniej cierpi. Wygląda to nieco niesprawiedliwie, że ludzie, którzy coś mają, łatwiej przyjmą terapię.
Często się też zdarzają rzeczy, które są blisko cudów.
Aby stać się zdrowszym, większość ludzi musi jedynie otworzyć się na świat i pozwolić, aby zmieniły ich własne doświadczenia życiowe. Część będzie potrzebować terapii, aby uzyskać wyciszenie niepokoju, zanim będą mogli wyrzucić zakazane emocje.
Najzdrowsi ludzie są najbardziej zainteresowani poprawą swojego zdrowia. Ludzie, którzy cieszą się dobrym zdrowiem psychicznym chcą go mieć więcej.
Na ludzi zbawienny wpływ może mieć kryzys. Uświadamiają sobie wówczas, że ich codziennie podejście do życia nie zdaje egzaminu, albo sytuacja w której mniej cierpienia przynosi zmiana niż dotychczasowa postawa.
Kryzys to niebezpieczeństwo i sposobność. Każdy może poprawić poziom swojego zdrowia przy odpowiednim rodzaju kryzysu i odpowiedniego rodzaju pomocy. Często "załamanie nerwowe" to pierwszy krok ku lepszemu zdrowiu. Takie "załamanie" jest ostateczną klęską życia, opartego na złych zasadach, które i tak by się nigdy nie sprawdziły. Wtedy można zacząć od początku, z czyjąś pomocą zacząć budować życie na bardziej solidnych fundamentach.
Ludzie mniej zdrowi obawiają się utraty poczucia bezpieczeństwa, nawet jeśli nie jest ono zbyt duże. Boją się utraty kontroli, poczucia chaosu, ale jest to konieczne, ponieważ stanowi część procesu dojrzewania.
Ludzie najbardziej zmieniają się, gdy rezygnują z prób zmiany. Gdy ktoś próbuje się sam zmienić, niemal zawsze stara się zrobić to zgodnie z własnym przekonaniem, jakie zmiany dla niego są konieczne. Czyli próbuje zmusić maszynę, która nie działa, aby sama się naprawiła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.