Przejdź do głównej zawartości

Zazdrość

Z czego wynika zazdrość?

Zazdrość wynika z niepewności siebie. Zazdrość to strach, że jest się gorszym od kogoś. Wynika także z porównywania się do innych. Porównywanie się do innych wynika głównie z niepewności siebie. Koło się zamyka.
W miłości więc jest to strach przed utratą ukochanej osoby z powodu słabej oceny siebie.

Skutek

W dodatku ta niepewność siebie powoduje, iż osoba w zazdrości (zazdroszcząca) nie skupia się na tym, co sama może zrobić lepiej. Tylko koncentruje się na innych osobach, próbując różnymi emocjonalnymi środkami je zdeprecjonować. Jeśli ktoś ma cechy, co do których wypracowania nie ma woli zazdrośnik/zazdrośnica, to wówczas taka osoba będzie starać się kogoś innego sprowadzić do niższego poziomu. Zamiast popracować nad sobą i wejść wyżej. Ale nie może tego zrobić, bo jest niepewna siebie i nie wierzy, że może coś ze sobą zrobić. Będzie więc ciągnąć do dołu innych i uprzykrzać im życie.

Czego zazdrości

Zazdrość może być o różne sprawy. O pozycję zawodową, o dobra materialne, o czyjeś cechy (jak wyżej napisane), ale także o to, iż ktoś potrafi poradzić sobie z wadami, z którymi nie potrafi poradzić sobie osoba zazdroszcząca.

Encyklopedycznie

Wikipedia podaje:      
"Uczucie odczuwane w sytuacji frustracji (...) w łagodnej formie może być np. bodźcem do pozytywnej konkurencji i realizacji własnych aspiracji.
Chorobliwa zazdrość wiąże się z brakiem zaufania, chęcią kontroli i nadzorowania drugiej osoby oraz agresją.
Chorobliwa zazdrość o partnera - jej najbardziej skrajną formą jest zazdrość urojona, w psychopatologii nazywana zespołem Otella. Przejawia się ona np. podejrzewaniem partnera o notoryczne zdrady, sprawdzaniem partnera i kontrolowaniem jego działań. Może powodować stany depresyjne. W skrajnych przypadkach może doprowadzić do destrukcyjnych zachowań, a nie leczona nawet do samobójstwa lub morderstwa w afekcie. Osoba dotknięta takimi zaburzeniami nie jest w stanie racjonalnie oceniać i tłumić własnych zachowań. Nie potrafi pracować nad sobą, często ma niską samoocenę (wygląd, wiek, wykształcenie), a winą za wszystko obarcza partnera. Przedstawia własne, dla siebie, racjonalne wytłumaczenia swego postępowania. W wielu przypadkach chory wie o swojej przypadłości, lecz nie jest w stanie z tym walczyć. W życiu towarzyskim czy zawodowym, często objawy te są niezauważalne dla otoczenia. Całość skupia się tylko na partnerze. Przyczyną choroby może być doznanie wielkiego wstrząsu emocjonalnego w przeszłości (rozstanie z osobą najbliższą sercu itp.). Osoby te starają się walczyć z chorobą, lecz w większości przypadków są bezsilne."

Doświadczenie

To teraz o moim doświadczeniu. Nie byłem specjalnie zazdrosny. Chyba w ogóle nie byłem zazdrosny, ani też nie byłem zazdrosny w związkach. Zawsze ufny i to nawet bardzo. Nie porównywałem się z innymi, więc nie miałem czego komu zazdrościć. Mimo, że miałem piękne i inteligentne kobiety, nie byłem o nie zazdrosny w relacji. Choć zdaję sobie sprawę, że część kobiet lubi odrobinkę zazdrości ze strony swego mężczyzny, uznaje, że wtedy mężczyźnie zależy, a bywa, że nawet lekko kokietuje w tym kierunku. Uznawałem, że jeśli ktoś mnie kocha, to będzie ze mną. Jeśli zaś nie kocha, to przecież ja nic nie poradzę, że ktoś odejdzie, czy mnie zdradzi. Zawsze dawałem wolność i szanowałem prywatność. Jeśli związek się rozpadał, to się rozpadał. Przyczyna była wyłącznie pomiędzy mną a tą kobietą. Jeśli zaś ona nie chce, czy pomimo tego że dbam, odchodzi, to co można poradzić? Szuka innej miłości, przygód, przestała kochać, cokolwiek, powodów może być wiele. Najlepiej związać się wtedy z inną, która mnie zaakceptuje, będzie szanować to, co ma.
Sam zetknąłem się z zazdrością wobec mnie. Kobiety są chyba po prostu troszkę bardziej zazdrosne. Ponoć większość kobiet ma jakieś kompleksy. Może wynika to z tego. No, ale jest delikatna zazdrość o mężczyznę i jest ostra paranoja, tak jak to wikipedia podaje. Z większą zazdrością spotkałem się tylko dwukrotnie. Po raz pierwszy dopiero w wieku 28 lat. Wcześniej moje relacje z kobietami były w tej mierze normalne. Dziewczę było młodsze. Co ciekawe, miała ciotkę, która zdradzała męża. Opowiadała ciotka jej o zdradzie jako pewnej dozie ekscytacji. Moja dziewczyna, mimo, że zazdrosna o koleżankę, sama poczęła - zachęcona przez ciocię - flirtować z kimś przez internet. Uznałem, że młodość. Przyjąłem także, że może wpływ ciotki. Także być może chęć zwrócenia na siebie wyłącznej uwagi. Ale zazdrość ma to do siebie, że nawet zwykłe relacje z ludźmi wyolbrzymia. Nie koncentrowałem się więc na incydencie i szybko o tym zapomniałem, nie drążyłem i nie wracałem do tego. Byłem oczywiście nieco zszokowany na początku, ponieważ po raz pierwszy zetknąłem się z "mentalną zdradą", ale bardzo szybko puściłem to w niepamięć i nigdy nie przywoływałem w relacji. Zazdrość dziewczęcia nie była bardzo męcząca, choć dokładnie przetrzepała mi komputer. To mi się nie spodobało o wiele bardziej, ponieważ różni ludzie pisali do mnie różne rzeczy i może niekoniecznie chcieli dzielić się tym z kimś jeszcze. Nie wykorzystała tego przeciwko tym osobom, bo prawie ich nie znała, więc ostatecznie też machnąłem na to ręką. Ale takie myszkowanie było poważniejszym sygnałem zazdrości i warto na to zwrócić uwagę.
Inną sprawą jest to, że właśnie zazdrosne kobiety chcą wzbudzać zazdrość po rozpadzie związku. To rzecz dziwna. Były tylko takie dwa przypadki i nie bardzo zastanawiałem się, po co to robią. Tak jakby chciały sprawdzać, czy mi zależy nadal. Może to rodzaj potrzeby podbudowania swojej pewności siebie? Może rodzaj próby zemsty "skoro ja byłam zazdrosna, to teraz ty poczuj zazdrość". Może po to, aby się ze mną podrażnić? Ukarać? Mogą być różne powody, nie znam motywów. Być może one także nie znały. Ale fakt jest taki, że młode dziewczę wprost tak się wyrażało do mnie, obserwując moją reakcję.

Był i inny przypadek. O nim niebawem więcej. Taki jak z opisu wikipedii. Wynikający z braku pewności siebie. Było tam wszystko. Podejrzewanie mnie o zdrady (a po rozpadzie związku opowiadała o mnie kłamstwa, iż ją zdradziłem), kontrola wszystkiego (permanentne przetrzepywanie komputera, historii przeglądarki, być może telefonu - tego ostatniego nie wiem na pewno). Dzikie awantury o ludzi z pracy, o rodzinę, o wszystko. Nawet o to, że kolega przysłał sms i szloch, że to na pewno jakaś kobieta. Ale gdy chciałem pokazać tego smsa, to oczywiście zobaczyć baba nie chciała, bo bała się konfrontacji z prawdą, z rzeczywistością. Oczywiście w dalszej konsekwencji doprowadzało ją to do stanów depresyjnych. Już nie mówię, że to co robiła to było także łamanie prawa, ponieważ jest to przemoc domowa, psychiczna, przemoc seksualna. Destrukcyjne zachowania także były, nie tylko w moją stronę, ale również szkodzenie własnemu zdrowiu. Prawdą jest także, iż nie była w stanie tego tłumić, a ja cokolwiek bym nie robił, nie byłem oczywiście w stanie jej niczego wytłumaczyć. Tak ma, niezależnie od tego z jakim mężczyzną byłaby. Wraz z rozwojem w czasie związku, jej zazdrość się pogłębia. Przyczyna bowiem leżała głęboko: w relacji z ojcem i matką i tym, jak poczuła się opuszczona, albo jak ją opuścili (nieścisłość dotyczy jej ojca). Nie bałem się, że popełni samobójstwo, ale raz nie byłem pewien, czy nie wsadzi mi noża w bebechy. Życie z kimś, o kim nie wiadomo co zrobi (czyli coś nieprzewidywalnego, irracjonalnego), wyczerpuje psychicznie. Życie z szaloną osobą. To jak widzi się zdjęcia twarzy żołnierzy służących w Iraku, Afganistanie. Bezustanne napięcie wykańcza, a najbardziej uwidacznia się to w oczach.
Ta kobieta miała niską samoocenę, wynikającą z braków w dzieciństwie i okresie dorastania. Ponadto, kompleksy na punkcie swojej urody. Z jednej strony chwalono ją w dzieciństwie za urodę, z drugiej, zabrakło czegoś innego i nastąpiło prawdopodobnie uczucie poczucia niemożności doścignięcia narzuconych wzorców.
"Przedstawia własne, dla siebie, racjonalne wytłumaczenia swego postępowania." - to też się zgadzało. Zawsze usiłowała to tłumaczyć albo swoją przeszłością, albo w jakiś inny sposób. W jakikolwiek. Nie mogąc zobaczyć, jak jest to absurdalne, męczące, wykańczające i niszczące. To nie żadna obca kobieta była zagrożeniem dla związku. Ale ona sama. Co też mówiłem jej wprost w twarz, iż związek może rozwalić tylko osoba ze związku, nikt z zewnątrz. Miałem rację i nadal to podtrzymuję. Nikt rozsądny nie będzie szukał czegoś "lepszego" jeśli na coś się zdecydował i mu dobrze.
"W życiu towarzyskim czy zawodowym, często objawy te są niezauważalne dla otoczenia. Całość skupia się tylko na partnerze." - dokładnie tak samo było u nas. Nikt z zewnątrz nie wiedział, co przeżywałem. Dla innych była miła, wspaniała, poświęcała im czas. Całe złe i negatywne emocje - wylewała na mnie i w zaciszu domu. Oczywiście zazdrości nie wylewała przy innych. Dlatego potem, po rozpadzie związku, wszyscy dali się nabrać na jej kłamstwa, iż to ja rzekomo byłem zazdrosny... To, co robiła sama (czyli śledzenie mnie, grzebanie w komputerze - bo mieszkała u mnie przez jakiś czas) rzutowała potem na mnie, aby od siebie odwrócić uwagę. Jej zazdrość - i to często w gorszej formie - potwierdzał również jej były partner. No i to, co mam w mailach, smsach, to obraz ogromnej i ciężkiej choroby...
"Osoby te starają się walczyć z chorobą, lecz w większości przypadków są bezsilne." - ona nie starała się walczyć z chorobą. A proponowałem jej wspólne udanie się do specjalisty, i to bez wskazywania czyja jest "wina" sporów w związku. Odmówiła. Zaś co do zazdrości, najpierw musiałaby uznać, że akurat jest taki problem. Po drugie, że to jest jednak... choroba i to poważna. Niszcząca obie strony w związku. Jej zazdrość, napięcie, powodowało w niej psychosomatyczne choroby, bóle. Opuszczała pracę, nie miała żadnych zainteresowań poza pracą. Musiała bowiem pożytkować cały czas i energię na śledzenie mnie i zamartwianie się tym. Jak to się mówi, "kręciła sobie filmy". Nie wiem jak było, nie  jestem w stanie wejrzeć w czyjąś głowę. Czasem uważałem, że to wszystko sobie wymyśla, aby z jakiegoś powodu uprzykrzyć mi życie (próbowałem to zrozumieć, bo przecież kochałem ją i nie chciałem porzucać z powodu kłótni), a czasem zastanawiałem się, czy może ona tak to sobie w głowie przedstawia, że naprawdę w to wierzy, uznaje za rzecz realną, jakby to co sobie wyobrażała, było rzeczywistością.
Zamiast mieć hobby, spotykać się z przyjaciółmi, zająć się czymś, to nie robiła nic konstruktywnego. Nawet książek w tamtym czasie nie czytała. Całe szczęście, że ja lubiłem zwiedzać, więc przynajmniej w podróżach ze mną coś zwiedziła. Więc starałem się ją wyciągać z domu w różne wyjazdy. Jej zazdrość była skierowana także wobec mojego przyjaciela. Gdy chciałem się z nim spotkać w jego miejscu zamieszkania (raz na rok!), oczywiście awantura. Może chodziło jej, że wyobrażała sobie, że tam ją zdradzę? Nie mam pojęcia. Wtedy po prostu uważałem, że jest zazdrosna o czas, iż śmiem poświęcić go nie tylko jej. Co dziwniejsze, bowiem równocześnie odsuwała się ode mnie i wracała "do mamy". Czyli taki pies ogrodnika: sam nie zje i drugiemu nie da. Chciała mnie izolować od znajomych, a jednocześnie "zamykać" w domu i izolować również od siebie.
           
W tamtym związku popełniłem jeden błąd: zlekceważyłem poważny sygnał świadczący o zazdrości. Po pierwszym "zazdrosnym" związku powinienem od razu rozstać się z nią, gdy tylko dowiedziałem się o tym, że ledwo się poznaliśmy, a już szpera w moich prywatnych rzeczach. Gdyby mnie po prostu zapytała, zainteresowała się i uszanowała, pokazałbym jej wszystko. Ale takie gmeranie za plecami źle mi się kojarzyło. Pomyślałem wtedy, że niestety może być powtórka "z rozrywki" i może jednak rozstać się, póki to daleko nie zaszło. Niestety uczucie wzięło górę nad doświadczeniem i wytłumaczyło sobie (usprawiedliwiłem ją niesłusznie), że to może kobieca cecha i potem będzie lepiej, jak się bliżej poznamy. Nic bardziej mylnego. To był mój błąd, że od razu w tamtym momencie tej kobiety nie odesłałem. Zaoszczędziłbym sobie potem tylu awantur i nerwów. To także ostrzeżenie dla innych: jeśli spotykacie się z taką zazdrością, to później nie będzie lepiej. I wynika to z ogromnej niepewności siebie. Ta niepewność może być męcząca, nieobliczalna i choć nie ma z wami nic wspólnego, będziecie nosili jej ciężar. A po co? Lepiej związać się z kimś, kto ma lepsze mniemanie o sobie. Można zaproponować wizytę u specjalisty, aby uratować kogoś i związek. Ale jeśli to nie przynosi skutku, to lepiej znaleźć sobie kogoś, z kim będziecie szczęśliwi.
 
Cechy

Osoby zazdrosne nie cieszą się z czyjegoś szczęścia. Jeśli to robią, to bywa, iż jest to tylko poza, a w głębi duszy wolałby cię sprowadzić z powrotem do punktu wyjścia. Z tym spotkałem się od partnerki, a także od członka rodziny.
Słusznie napisała pewna kobieta, iż zazdrość powoduje agresję. I czasem jeśli mężczyzna ma w pracy wysoką pozycję, to żona go bezustannie krytykuje. Z zazdrości, aby go trochę zepchnąć z tego piedestału. Dlatego bywa, że mężczyźni zajmujący wysokie pozycje zawodowe, mają w domu zrzędzące o wszystko kobiety. Są one zazdrosne. Czy to normalne? Oczywiście, że nie. Po co być z osobą, która utrudnia ci życie, zamiast cieszyć się z twego szczęścia? Jeśli ludzie chcą cię "gorszego", to dlatego, że boją się, że będziesz od nich lepszy. A kiedy ktoś spadnie, to często nadal żywią nienawiść. "Ludzie nie mogą znieść cudzej klęski, gdyż uświadamia im ona możliwość własnej porażki."

Zazdrość to strach, niepewność, słabość. Prowadzi do strasznych zachowań, agresji, depresji. Złość, agresja, to ukrywanie tej słabości. "Poufność rodzi pogardę. Ci, co znają cię najlepiej, traktują cię najgorzej. Ludzie zachowują się przyjaźnie wobec obcych. Wynika to z niskiego poczucia własnej wartości.
Jeśli w związku - po pierwszym, cudownym okresie - dokonuje się gwałtowna zmiana, następuje ponurość i wrogość, to wynika ona z braku miłości własnej, szacunku do samego siebie i poczucia własnej wartości. Ktoś wówczas podświadomie przyznaje, że nie zasługuje na partnera, więc próbuje zniszczyć związek, raniąc drugą osobę i odpychając ją od siebie. Najpierw wiele wysiłku aby kogoś zdobyć, a potem wiele, aby kogoś odepchnąć."

I na koniec cytat z Marii Dąbrowskiej. "Gdy nie stać nas na miłość, stać nas zawsze na zazdrość."
Co miała dokładnie na myśli Dąbrowska - nie wiem. Miłość może iść w parze z zazdrością (lekką). Ale ciemiężąca zazdrość przecież wymiata miłość i nic z niej nie zostaje. Bo czy awantury, oskarżenia, psychiczna udręka, czy jest wyrazem czyjejś miłości? Jeśli miłość jest, to na pewno przykrywają ją takie przykre sprawy. Można to również interpretować w taki sposób: Jeśli nie stać nas na miłość do siebie, to czy stać nas, aby dać wolność jakiejś osobie i w tej wolności ją kochać?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dorota Kwiatkowska-Rae

Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św.

Piękno

To chyba jedne z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałem. To prawdopodobnie Ukrainka. Wspaniałe zdjęcia, delikatne, z uczuciem i ciepłem. Wyjątkowej urody kobieta. Nawet moja baba nie była zazdrosna to takie dzieło sztuki.