Odczuwanie bólu to percepcja nerwów. Zeskorupiała skóra dłoni, od ciężkiej pracy, ziemi, pełna odcisków, bytująca z zimnem i gorącem, nie odczuwa już takiego bólu, jak delikatna dłoń kobiety. Gdy twarz i głowa dostanie pierwszy cios, to boli. Szum, piekący ból i pulsowanie w czaszce. Ale gdy spadnie na czerep cios już dziesiąty, piętnasty, to nic się już nie czuje. Ból został zupełnie wyłączony. Z cierpieniem psychicznym jest tak samo. Pierwsze boli najbardziej. Każde kolejne coraz mniej. Człowiek tępieje. Wydawałoby się, że się hartuje i przyzwyczaja, staje się twardy. Nic bardziej mylnego. Każde uderzenie jakie spada na naszą głowę, pozostawia ślad. Mózg wstrząsany po wielokroć nabrzmiewa opuchliną, staje się mniej wydolny, eksplozja energii przeniesiona na każdą komórkę powoduje śmierć wielu komórek. Myślenie staje się wolniejsze, pamięć szwankuje, reakcje stają się wolniejsze. Wybroczyny, krwiaki, pęknięte naczynia pozostawiają historię na naszej twarzy. Złamania, przesunięcia, cięcia, blizny. Czy tak jest i z naszym życiem psychicznym? Czy jest to dobre, kiedy mamy większy wachlarz doświadczeń, również tych, które bardzo bolały? Mówi się, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Czy faktycznie wzmocni, czy raczej znieczuli na subtelności, delikatność, pozbawi szybkości reakcji i wyczucia chwili? Może to nas nie wzmacnia, a czyni tylko mniej otwartym na kruchość piękna? Uderzony po wielokroć człowiek może jest już tak otępiały, że każdy kolejny cios zostawia mniejszy ból, a coraz większą szkodę i bliznę na naszym "ja". Czy stoimy mocno na nogach znosząc kolejne ciosy, czy raczej z góry wiemy, że będzie cios i zachowawczo schodzimy ze ścieżki, z ringu, wkładamy ręce w kieszenie i z pochyloną głową idziemy boczną drogą? Jak jest? Co jest prawdą? Kiedy byliśmy lepsi? Przed pierwszym ciosem, po pierwszym uderzeniu, czy zahartowani lub otępiali od gradu cierpienia?
Komentarze
Prześlij komentarz