Uzależnienie polega albo na poddaniu się zupełnie nałogowi i podążaniu ścieżką niewoli (skutki mogą być bardzo złe lub złe dla zdrowia czy psychiki, ale nigdy nie jest się do końca wolnym w tej mierze), albo człowiek posiada w sobie tyle wiedzy i świadomości, że obiecuje sobie zerwanie z nałogiem. Wiedza i świadomość to dobry początek. Ale jest druga noga, bez której nie powstaniesz. Nazywa się to silną wolą, wytrzymałością. Czy tak jest? Jeśli to uzależnienie fizyczne, jak wielkiego samozaparcia trzeba, aby przezwyciężyć głód? Może to nie ciało woła jednak, ale umysł? W przypadku uzależnienia mentalnego, wszystko zależy od głowy. W chwili zrozumienia tragedii nałogu przedstawiany jest on samemu sobie jako bardzo groźny i destrukcyjny. W chwili załamania (odejścia od własnego postanowienia) następuje zupełne zbagatelizowanie nałogu. Staje się on nagle czymś zupełnie błahym i podążenie za chwilę za nałogiem umysł przedstawia jako rzecz zwykłą, przecież nie złą, bo czyż można sobie odmówić w życiu odrobiny przyjemności? Staje się tak do chwili zaspokojenia. Do czasu gdy znów uzależniony uświadomi sobie stratę, jaka dokonała się przez nałóg. I tak do chwili, gdy znów głód szepnie o małej przyjemności i niepewności innych spraw... Jeśli jednak uda się zatriumfować, to ile takich chwil triumfu potrzeba do złamania nałogu? Czy można tego dokonać samemu, czy potrzeba wsparcia bliskiej osoby? Jeśli ktoś dokonał samemu, to czy było to uzależnienie, czy tylko chwilowa słabość? Może zaś silna wola lub ktoś obok silniejszy od uzależnionego?
Komentarze
Prześlij komentarz