Czasem ścieżki rodzinne okazują swoje nowe oblicza. Okazuje się, że człowiek sprowadza się w miejsce, gdzie już od dziesięcioleci ma rodzinę. Czyżby jakieś prądy tak niosą? Niezwykły przypadek. I nagle w rodzinie ma się ministra, doktora duchownego. Ma się? Najważniejsze, nie gdzie, a z kim. To "kim" to te cechy, które kogoś do czegoś doprowadzają. Doprowadzają? Człowiek sam je zdobywa i dzięki temu jest dobrze z kimś przebywać. Pozostałe więc "przypadłości" (nie przypadkowe) są już tylko pochodną, która w towarzystwie nie mają znaczenia. Znaczenie ma to, co je wytworzyło. Oczywiście, jeśli wynika to z własnej pracy.
Komentarze
Prześlij komentarz