Walcz o swoje. O swój czas, o swoje życie, o swoją ciężką pracę. Czas, którego nikt ci nie zwróci. Gdy zaczynałem walkę o swoje z byłym pracodawcą, nikt otwarcie nie chciał mnie poprzeć. Wielu odmówiło, tłumacząc, że nie chce kłopotów. Sami poddają się pod but, klęczą i całują czyjeś buty. To ludzie sami wpędzają się w nędzę. Wielu z własnej woli nie chciało wziąć udziału w rozprawie i zeznawać... prawdy. Nikt nie brał pod uwagę, że gdy prawda zwycięży, lepiej będzie wszystkim. Co zaś z sytuacją, gdy oni będą potrzebować pomocy i im wszyscy odmówią? Ci, którzy zostali zmuszeni do przyjścia, w większej części zeznawali prawdę. Jednak robili to ostrożnie poza dwoma osobami. Było kilka osób, które kłamało. Co gorsza, wcześniej byli w dobrych stosunkach ze mną. Tchórzostwo podszyte brakiem wyobraźni. Gdy jedną z nich spotkałem, uśmiechnął się i chciał mi podać rękę. Wyjaśniłem, dlaczego tego nie zrobię. Zbladł. Myślę, że zrobiło mu się głupio i wstyd, że zaprzedał się... właściwie nie wiadomo czemu. Może go to nauczy na przyszłość. Osobom, które zeznawały normalnie nic się przecież nie stało. Pracodawca nie wyrzuciłby wszystkich z pracy. Dopiero wtedy miałby kłopoty. Sprawa się zakończyła, na prośbę byłego pracodawcy. W końcu uległ, wiedział, że i tak przegra. Osoby, które zachowały się normalnie, pracują nadal i mają się dobrze. Pozostałe są niegodne szacunku. Dla kłamców i tchórzy prędzej czy później jest tylko potępienie. To krótkowzroczne działanie. Ze wszystkich wygrałem najwięcej. Ponieważ nie wahałem się iść tam, gdzie reszta się obawiała. Ale zawsze trzeba mieć mocne karty w ręku. Z motyką samemu nie warto iść na karabiny.
Komentarze
Prześlij komentarz