No dobra. Mówi się, że w czasie burzy nie powinno się przebywać na dworze. Ale co, jeśli akurat byłem w drodze? Nie stanę pod drzewem. Wejść nie było gdzie. Dzisiaj wszystkie klatki schodowe są na domofon. Nie ma gdzie się schronić. Współczuję bezdomnym. Naprawdę. Trzeba było iść. Telefon wyłączyłem. No i starałem się wyglądać mało energetycznie, co by nie denerwować Zeusa. Starałem się być neutralny. I gdy byłem tuż przy bloku... nie wiem gdzie, ale stawiam, że walnęło albo w jakieś drzewo blisko, albo w ten wysoki słup wysokiego napięcia. Jakieś 200-300 metrów od bloku? Albo w ziemię? Ogłuchnąć można. Ale moja taktyka wyglądania niepozornie sprawdziła się. Zdążyłem przed większym deszczem. Teraz strzela jak opętany. Mógłbym rzec jak kobieta: chuj mnie strzela.
Obejrzałem film "Thais". Film o pokusach, chrześcijaństwie, ascezie, filozofii, pogaństwie i rozpuście. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z aktorką, która - poza aktorstwem - tak hojnie prezentowała swoje wdzięki. Okazało się, że to Dorota Kwiatkowska-Rae i dawno temu wyjechała z Polski. Piękna, faktycznie. Chyba obok Marii Probosz, najwspanialsza dama aktu w polskim kinie. Obejrzałem jeszcze dwa filmy z jej udziałem: "Akwarele" oraz "Widziadło". "Thais", mimo ciekawej problematyki i wspaniałych aktorów, jednak nie ujął mnie mocniej. Motyw miłości i jej odmian (od apage po erotyczną) jest tak pulsujący, a nie został dobrze wykorzystany. Pokusa i zwycięstwo Natury nad myślą i ascezą mnicha oraz z kolei zwycięstwo wiary nad seksualnością Thais to motyw, który powinien odżyć w naprawdę dobrej produkcji. Książki - na motywach której powstał film - nie będziemy recenzować. Mógłbym równie dobrze pisać o całej filozofii czy pismach św....
Komentarze
Prześlij komentarz