Lubię lato nocą. Jeżdżę na rowerze, lasami, drogami, bezdrożami. Tylko bliscy martwią się o mnie, że coś może mi się stać. Stało się odwrotnie. Gdy odpoczywałem nad brzegiem lasu, pomiędzy mglistymi łąkami a zapachem sosnowej żywicy, pogasiłem wszystkie latarki i wpatrywałem się w gwiazdy rozmyślając o czasie, rozległości kosmosu i przemijaniu pośród spadających cieni gwiazd. Wtem posłyszałem czyjeś głosy i kroki. Mężczyzna i kobieta. Postanowiłem sobie zażartować. Chyba nie zrobię tego więcej. Nie zauważyli mnie bowiem, choć ubranie miałem białe, a noc wprawdzie bez księżyca, to pozwalała widzieć coś więcej niż granatową czerń. Gdy mijali mnie, wyrzekłem szybszym tempem, skrzywionym do chropowatości i basu głosem "Zjem wasze dusze". Myślę, że jeśli szli na romantyczny spacer lub takiż seks, to nici z tego. Sądząc po reakcji, pos*rali się ze strachu. Jest w wielu jakiś atawistyczny lęk przed owymi zmorami, duszami błądzącymi, strachami, nocą, lasem. I tak to się potem objawia.
Komentarze
Prześlij komentarz