Facebook i inne pożeracze komunikacji zjadają powoli piękno bycia z kimś. Kiedyś też to przeżyłem. Owszem, wszystko dla ludzi, ponieważ rozmowa może być również zabawna, rozwijająca, nawet przez internet. Mam taką jedną znajomą osobę z innego miasta i zawsze wychodzi coś inspirującego, rodzącego coś niezwykłego w treści i pomysł. Ale prawdą jest i to, że nie może to stanowić głównego nurtu komunikacji. Nic nie zastąpi rozmowy i obecności na żywo, patrzenia w oczy. Chociaż jak widzę ludzi siedzących naprzeciw siebie, to mam wrażenie, że... nudzą się ze sobą i spoglądają w telefony. Wolą rozmawiać ze sobą przez komunikator. Może już nie umieją inaczej? Kiedyś pewna osoba śmiała się z innych, iż nie mają życia, bo siedzą przy facebooku cały czas. Tyle tylko, że ta osoba robiła to samo...
Spójrz na siebie. Czy nie zamieniłeś spojrzenia na swój zamknięty zamek? Chyba lepsze czasy były, kiedy trzeba było koniecznie wyjść z domu/zaprosić kogoś do siebie, aby porozmawiać. Rodziły się wtedy piękne sytuacje, słowa, wspomnienia.
Jak ktoś uważa "nie, to mnie nie dotyczy, znam granicę", to może tłumaczy się jak alkoholik, albo ktoś uzależniony od czegoś innego? Spójrzcie, jak oni się tłumaczą, jakich wymówek używają.
Jeszcze myślę o tym, iż może wielu z dzisiejszych 10-40 latków, nie nauczonych zostało pokonywania porażek... To nie ich wina, ale powinni w to wejrzeć z autorefleksją. A rozczarowanie jednym człowiekiem może zamknąć w skorupie. Uczucie nie myśli, że inny człowiek może dać nam coś bardzo cennego, nawet jeśli poprzedni nas skrzywdził. Stąd może zamykanie się na rozmowę i kontakt? Nie wiem.
Większość ludzi była zakochana. Pamiętacie co wtedy jest piękne? Patrzenie sobie w oczy. Magiczne. Piękne. Podniecające. Nawet nie trzeba słów. Oznaką tracenia związku jest przecież także - poza wyziębieniem łóżka - unikanie kontaktu wzrokowego w życiu codziennym, w rozmowie.
Spójrz na siebie. Czy nie zamieniłeś spojrzenia na swój zamknięty zamek? Chyba lepsze czasy były, kiedy trzeba było koniecznie wyjść z domu/zaprosić kogoś do siebie, aby porozmawiać. Rodziły się wtedy piękne sytuacje, słowa, wspomnienia.
Jak ktoś uważa "nie, to mnie nie dotyczy, znam granicę", to może tłumaczy się jak alkoholik, albo ktoś uzależniony od czegoś innego? Spójrzcie, jak oni się tłumaczą, jakich wymówek używają.
Jeszcze myślę o tym, iż może wielu z dzisiejszych 10-40 latków, nie nauczonych zostało pokonywania porażek... To nie ich wina, ale powinni w to wejrzeć z autorefleksją. A rozczarowanie jednym człowiekiem może zamknąć w skorupie. Uczucie nie myśli, że inny człowiek może dać nam coś bardzo cennego, nawet jeśli poprzedni nas skrzywdził. Stąd może zamykanie się na rozmowę i kontakt? Nie wiem.
Większość ludzi była zakochana. Pamiętacie co wtedy jest piękne? Patrzenie sobie w oczy. Magiczne. Piękne. Podniecające. Nawet nie trzeba słów. Oznaką tracenia związku jest przecież także - poza wyziębieniem łóżka - unikanie kontaktu wzrokowego w życiu codziennym, w rozmowie.

Brawo (grafiki)! Pozdrowienia serdeczne :)
OdpowiedzUsuń