Film sprzed około 60 lat. Scenariusz: Stefania Grodzieńska i Leonard Buczkowski. W roli głównej, piękna Urszula Modrzyńska.
Dotyczy tego, co bliskie każdemu: miłości.
Końcówka filmu - jak to mówi obecnie młodzież - miażdży oglądającego. Wprawia w osłupienie i... No, niech każdy sam zobaczy. Bo może to tylko mój odbiór filmu?
Zanim przejdę do fabuły, takie "zabawnie" i strasznie, przypadkowe zdanie: "Bądź grzeczny, bo oddam cię temu panu".
Fabuła:
Żona jest sama na urlopie w górach. Mąż został w Warszawie. Ona wspomina dawne czasy, gdy traktował ją lepiej, dbał o nią. Wyobraża sobie, że rozmawiają tak, jak kiedyś. Tęskni za nim, za miłością.
Tymczasem twarde zderzenie. Rozmowa przez telefon i same jego pretensje. Na jej pytanie "a tamto" chciała usłyszeć "tamto nieważne", a usłyszała "to nie jest rozmowa na telefon". Płakała.
Wiedziona pragnieniem miłości, pragnieniem bycia znów kochaną, adorowaną, uwielbianą... szukała czegoś na tym świecie. Więc w wyobraźni widziała siebie w tańcu z przystojnym mężczyzną zauważonym na dancingu. Była zazdrosna wobec kobiety, która z nim tańczyła i przebywała. W poszukiwaniu chwil nadziei, ukojenia, szczęścia, bycia tą Najważniejszą.
W końcu mężczyzna zaczął ją adorować. Co było potem - zobaczycie. Ostatnie 1,5 minuty to groza, jakiej rzadko można uświadczyć. Nie ma tam morderstwa, nie ma krwi. Ale jest strasznie i przerażająco. Poruszający film. Nic się nie zmieniło w kwestii miłości, uczuć, od początków dziejów ludzkości. Nic.
Dotyczy tego, co bliskie każdemu: miłości.
Końcówka filmu - jak to mówi obecnie młodzież - miażdży oglądającego. Wprawia w osłupienie i... No, niech każdy sam zobaczy. Bo może to tylko mój odbiór filmu?
Zanim przejdę do fabuły, takie "zabawnie" i strasznie, przypadkowe zdanie: "Bądź grzeczny, bo oddam cię temu panu".
Fabuła:
Żona jest sama na urlopie w górach. Mąż został w Warszawie. Ona wspomina dawne czasy, gdy traktował ją lepiej, dbał o nią. Wyobraża sobie, że rozmawiają tak, jak kiedyś. Tęskni za nim, za miłością.
Tymczasem twarde zderzenie. Rozmowa przez telefon i same jego pretensje. Na jej pytanie "a tamto" chciała usłyszeć "tamto nieważne", a usłyszała "to nie jest rozmowa na telefon". Płakała.
Wiedziona pragnieniem miłości, pragnieniem bycia znów kochaną, adorowaną, uwielbianą... szukała czegoś na tym świecie. Więc w wyobraźni widziała siebie w tańcu z przystojnym mężczyzną zauważonym na dancingu. Była zazdrosna wobec kobiety, która z nim tańczyła i przebywała. W poszukiwaniu chwil nadziei, ukojenia, szczęścia, bycia tą Najważniejszą.
W końcu mężczyzna zaczął ją adorować. Co było potem - zobaczycie. Ostatnie 1,5 minuty to groza, jakiej rzadko można uświadczyć. Nie ma tam morderstwa, nie ma krwi. Ale jest strasznie i przerażająco. Poruszający film. Nic się nie zmieniło w kwestii miłości, uczuć, od początków dziejów ludzkości. Nic.
Komentarze
Prześlij komentarz