Zwiedzając - celem rozeznania w sprawie kupna - nowe mieszkania, daje się zauważyć jedną rzecz, której nota bene bardzo nie lubię. Aneks kuchenny. Wyrażenie tak kurewskie, że bezsilność dopada człowieka jak wirusowa biegunka podczas podróży samochodem. Nie lubię, jak zapachy z kuchni rozchodzą się po pokoju, czy jak to się mówi nowomodnie, "salonie". Salon kojarzy mi się z "saloon" z Dzikiego Zachodu, w którym jest bar, dziwki, zapijaczeni kowboje i śmierdzi gównem spod butów. Pokój taki, który funkcjonuje razem z kuchnią, nie jest już dla mnie pokojem z aneksem kuchennym. To po prostu duża kuchnia. Kuchnia, w której możemy wstawić kanapę, sofę, amerykankę, szezlong, madejowe łoże, hiszpańską dziewicę, lub inne gustowne meble. Jest to tylko kuchnia. Deweloper, który sprzedaje mieszkanie dwupokojowe z aneksem kuchennym, tak naprawdę uprawia pic na wodę i zwyczajnie mami klientów. I udało się. Dzisiaj już nikt nie mówi, że kupuje mieszkanie z jednym pokojem i dużą ku...